surf - snow - skate - wake

Burton Snowpark Kotelnica

Białka Tatrzańska zimą to taki trochę Sopot latem. Jednym się podoba i wracają tam co jakiś czas, a inni omijają ją szerokim łukiem, bo górki nie za wysokie, kolejki do wyciągów i drogo. Sporo w tym prawdy, ale nasz kolejny już rodzinny wypad w to miejsce wspominamy bardzo dobrze. Chcesz wiedzieć dlaczego? Przeczytaj do końca ten krótki wpis i obejrzyj mój nowy filmik na YouTube.



Po pierwsze na stokach Kotelnicy Białczańskiej śnieg leży bardzo długo. Infrastruktura oraz maszyneria do wytwarzania śniegu i utrzymywania dobrych warunków na trasach pozwala jeździć na nartach lub snowboardzie od wczesnej zimy, prawie aż do wiosny. Jeśli podróżujesz z całą rodziną, to zazwyczaj musisz planować wyjazdy z dużym wyprzedzeniem. Warunki śniegowe w polskich górach są bardzo niepewne. Do większości ośrodków narciarskich w naszym kraju powinno się właście wyjeżdżać głównie "na prognozę", ale nie każdy może sobie na to pozwolić. Białka wg mnie ma tu sporą przewagę na konkurencją, z powodów, o których pisałem powyżej. 


Burton Snowpark Kotelnica


Nie tylko względna pewność śniegu skłoniła nas do wybrania tej właśnie miejscówki. Zależało nam też na przyzwoitym snowparku. Obiekt Burtona, przygotowywany i utrzymywany przez ekipę shaperów z Park Pirates, gwarantuje dobrą zabawę i bezpieczeństwo osobom na różnym poziomie zaawansowania. Przeszkody są zaprojektowane z głową, ustawienie ich bywa zmieniane w trakcie sezonu, a co najważniejsze, codziennie doglądane i poprawiane na zakończenie dnia. Ne ma lipy!


Kolejny ważny aspekt, zwłaszcza dla rodzin z dziećmi, to szeroka baza noclegowa i dość sensowna (jak na polskie warunki) oferta atrakcji "apres ski",  do których między innymi należą baseny i termy. Zjeść też jest gdzie, ale oczywiście głównie swojsko, jeśli wiesz, co mam na myśli. A jak ktoś jest "niewyżyty" i po całym dniu na stoku wciąż mu mało, to może wybrać się jeszcze na nocną jazdę po oświetlonych trasach.


Burton Snowpark Kotelnica

Na znaczeniu zyskuje także kwestia wciąż poprawiającego się połączenia drogowego. Pamiętam, że przed laty dojazd znad morza, gdzie mieszkamy, w polskie góry nierzadko zajmował prawie tyle samo co na najbliższy alpejski lodowiec. Dlatego przez wiele lat nie jeździłem na deskę do Polski prawie w ogóle. Lepsza jakość dróg w ostatnich latach znacząco zmieniła moje podejście, a obecne ceny benzyny dodatkowo skłaniają do szukania bliższych destynacji wyjazdowych.


Jasne, że Podhale to nie to samo co mój ulubiony Południowy Tyrol, ale bez wątpienia wrócimy na Kotelnicę jeszcze nie raz. Byłem typowym przykładem na prawdziwość powiedzenia "cudze chwalicie, a swego nie znacie", więc w końcu się przemogłem i sądzę, że było warto.


Zamaj

Rodzinny snowboardowy trip do Białki Tatrzańskiej - video!



Nawet nie wiem kiedy minęła ta zima. Zaczęła się dla mnie poważną awarią SUPa, potem dwukrotnie dopadł mnie koronawirus, przykryła patologiczna wręcz ilość pracy zawodowej a na koniec powróciła kontuzja kostki, zaledwie chwilę po tym jak Rosjanie napadli na Ukrainę. Dobrze, że chociaż pandemia wydaje się być w odwrocie. Parafrazując klasyka, piszę tego posta głównie po to, by te "negatywy nie przysłoniły mi pozytywów".


Cofnijmy się na chwilę do pewnej jesiennej sesji na bałtyckich falach, która jak sobie marzyłem, miała być początkiem epickiego zimowego sezonu surfingowego. Najwyraźniej jednak moja deska postanowiła mieć inne plany i tego dnia pękł jej pokład. Po kilku nieparlamentarnych wiązankach, gdy pierwszy szok już nieco opadł, okazało się że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W oczekiwaniu na rozpatrzenie reklamacji, dzięki uprzejmości kolegi Janka, wykorzystałem czas bez SUPa na testowanie bardziej "tradycyjnej" deski surfingowej. 


Snowparku na Kotelnicy Białczańskiej


Tak sobie popływałem aż wkrótce Covida złapałem. Infekcja kosztowała mnie dwa tygodnie chorowania w kwarantannie a potem conajmniej drugie tyle odbudowywania kondycji. Doszedłem do siebie w sumie w samą porę, bo w tym roku śnieg spadł dość wcześnie i nikomu na szczęście nie przyszło do głowy by znowu pozamykać ośrodki narciarskie. Podbudowany tymi okolicznościami ruszyłem na stok i... uszkodziłem swój snowboard. Na szczęście awaria okazała się niegroźna i łatwa do naprawienia. 



Z czasem nad nasz Bałtyk zawitały zimowe sztormy przynoszące po sobie dobre i bardzo dobre fale. Brzmi świetnie, ale nie gdy akurat musisz siedzieć w pracy a reklamacja twojego sprzętu przeciąga się w wyniku problemów z produkcją, wywołanych przez Covid. Pocieszałem się jak mogłem, jeżdżąc na snowboardzie, który o ironio okazał się dla mnie mieszkającego nad morzem bardziej dostępny czasowo niż surfing. A jak w końcu prognozy falowe zaczęły bardziej zgrywać się moim czasem wolnym, mała podłużna listewka, przypominająca test ciążowy, wyjaśniła mi po raz drugi, dlaczego znowu na kilkanaście dni poczułem się jak kupa.



Jak tylko poczułem się lepiej i odkopałem z zaległości w pracy, nieco zniechęcony koncepcją mrożenia tyłka w lodowatym Bałtyku, znowu wybrałem jazdę po śniegu i pojechałem z rodziną w góry. Wyjazd udał się znakomicie, nie licząc nawrotu kontuzji kostki, wywołanego niefortunnym lądowaniem po skoku w snowparku i smutnego faktu, że w Ukrainie od kilku tygodni toczy się wojna, wywołana przez botoksowego dyktatora.



Teraz gdy piszę te słowa, zaczyna się wiosna a ja cierpię podwójnie z powodu zapalenia zatok, które uniemożliwiają mi po raz kolejny skorzystanie z dobrej prognozy na surfa. Zważywszy jednak na sytuację za naszą wschodnią granicą przypominam sobie sentencję autorstwa Jamesa M. Barrie - "narzekałem, że nie mam butów, dopóki nie spotkałem człowieka, który nie miał stóp". 


Doceniajmy to co mamy i dzielmy się z tymi, którym brakuje. 🇺🇦✌️


Zamaj

Byle do wiosny - zimowa przygoda, która mi trochę nie wyszła.



Ostatnimi czasy jakoś szczególnie mocno dociera do mnie jak dobrze jest mieszkać nad morzem. Chyba najbardziej odczuwalne jest to latem, kiedy widzę wokół turystów, którzy nierzadko muszą przebyć kilkaset kilometrów i zapłacić niemałe pieniądze, żeby kilka dni posiedzieć na plaży. Ja mam to szczęcie, że nad Zatokę Gdańską spacerem mogę dotrzeć w ciągu kwadransa a jeśli są warunki na surfing, to do najbliższego spotu mam plus/minus kilkadziesiąt minut samochodem (no chyba, że akurat są duże korki). Od wiosny do jesieni niemal każdy weekend spędzałem z rodziną nad morzem a podczas wakacji popołudniowe plażowanie po wyjściu z pracy zdarzało się nam całkiem często.





Od pewnego czasu surfuję również w zimie i doceniam tę szczególną jakość warunków o tej porze roku, ale nadal właśnie lato jest moim ulubionym sezonem zabaw z falami. Dłuższe dni pozwalają na pływanie wieczorami, co zwłaszcza dla kogoś pracującego na etacie znacznie zwiększa szansę na wstrzelenie się w prognozę. Zimą pozostają niestety tylko weekendy, albo ewentualnie urlop na żądanie. Poza tym mała posiadówka na plaży po surfingu jest dużo przyjemniejsza w krótkim rękawku niż w puchówce 😉


SUP surfing ba Bałtyku latem 2021

Mój ostatni micro vlog #JESTĘSURFERĘ to takie małe wspomnienie lata. Jeśli Twoje lato było równie udane jak moje i teraz trochę za nim tęsknisz, mam nadzieję, że ten film pomoże Ci przywołać wspomnienia. Ciepłe dni nastaną już za kilka miesięcy a tymczasem Bałtyczek na zimno poleca się surferom przyodzianym w ciepłe pianki.


Do zobaczenia na spocie!


Zamaj

Było sobie lato, czyli staycation nad Bałtykiem

 snowpark Łysa Góra w Sopocie

Chyba nie każdy zdaje sobie sprawę, że nieopodal Trójmiasta znajduje się aż 7 niewielkich ośrodków narciarskich. Jeden z nich jest w Sopocie a reszta na Kaszubach. Każda z tych "górek" dysponuje conajmniej jednym wyciągiem orczykowym, oświetleniem, systemem sztucznego naśnieżania oraz ratrakiem. Znajdą się nawet ze 3 małe snowparki. 


Określenie Szwajcaria Kaszubska nie wzięło się znikąd, ale z racji dość niewielkiej różnicy wzniesień, te mini ośrodki stanowią oczywiście namiastkę prawdziwych gór. Niemniej jednak są znakomitym miejscem do stawiania pierwszych kroków na drodze do białego szaleństwa oraz utrzymywania formy pomiędzy wyjazdami na południe kraju lub gdzieś za granicę. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, zwłaszcza gdy od najbliższych ośrodków narciarskich dzieli nas, ludzi z Pomorza, około 700 km. 


Snowpark na Łysej Górze w Sopocie


Zimy nad morzem są krótkie i łagodne, ale sezon na śniegu może trwać znacznie dłużej niż utrzymuje się naturalna pokrywa śnieżna za oknem. Dlaczego? Już wyjaśniam. Największą zaletą niewielkich kaszubskich stoków jest fakt, że wystarczy zaledwie kilka dni mrozu, by naśnieżyć je na tyle, by dobre warunki utrzymały się czasem nawet do wczesnej wiosny. Odpowiednio gruba pokrywa, powstała ze śniegu wytworzonego przez armatki, zmieszanego z naturalnym i regularnie ratrakowanego, nawet w mniej sprzyjających temperaturach, topi się bardzo wolno.  Kluczowa sprawa to ten mróz na początek a z nim niestety bywa różnie. Tak więc jeśli wybierasz się do Trójmiasta zimą, to na wszelki wypadek przed wyjazdem sprawdź kilka poniższych adresów stron internetowych, bo może się okazać, że poza jodem zażyjesz też białego szaleństwa.


tailgrab na snwboardzie


Wieżyca Koszałkowo - największy i najpopularniejszy ośrodek w regionie, znajduje się około 50 km od Trójmiasta, oferuje 6 wyciągów narciarskich, sztuczne naśnieżanieoświetleniewypożyczalnię sprzętu i szkolenia narciarskie oraz snowboardowe a także spore zaplecze gastronomiczne, noclegi i kilka dodatkowych atrakcji.


Wieżyca Kotlinka - ten malowniczo położony mini ośrodek znajduje się tuż obok Koszałkowa i posiada 2 wyciągi, sztuczne naśnieżanieoświetlenie, wypożyczalnię sprzętu i niewielkie zaplecze gastronomiczna oraz oferuje szkolenia z instruktorami. Czasem działa mały snowpark.


Paczoskowo - leży około 30 km od Trójmiasta, dysponuje jednym wyciągiem, sztucznym naśnieżaniem, oświetleniem, oferuje wypożyczalnię i szkolenia z instruktorami oraz mała gastronomię. Spośród naszych kaszubskich górek tę właśnie darzę szczególną sympatią.


Przywidz - słynie z najdłuższego stoku zjazdowego w regionie, znajduje się niespełna 40 km od Trójmiasta, oferuje dwa wyciągi, sztuczne naśnieżanie i oświetlenie, wypożyczalnię i szkołę narciarsko-snowboardową oraz zaplecze gastronomiczne i noclegowe. Przy dobrych warunkach działa tam mały snowpark.


Trzepowo - znajduje się niedaleko od Przywidza i dysponuje trzema wyciągami, systemem naśnieżania oraz oświetleniem, szkółką i wypożyczalnią z serwisem narciarskim a także małą gastronomią. Nie wiele wiem o tym miejscu, ponieważ jeszcze tam nie jeździłem.


Amalka - stacja narciarska najbardziej oddalona od Trójmiasta (prawie 70 km, więc pewnie dlatego jeszcze nigdy tam nie byłem) zgodnie z informacją na stronie www, oferuje dwa wyciągi, jest oświetlona i sztucznie naśnieżana, ponadto posiada wypożyczalnię i szkółkę.


Łysa Góra - to już w prawdzie nie Kaszuby, ale za to znajduje się zaledwie kilka minut piechotą od centrum Sopotu a jej niewątpliwym atutem jest widok ze szczytu na Zatokę Gdańską. Całkiem szeroki stoczek wyposażony jest w mały wyciąg, kilka armatek śnieżnych, oświetlenie, szkółkę z wypożyczalnią oraz restaurację. W sprzyjających warunkach działa tam również snowpark, który widać na filmie. Niestety mikroklimat tego miejsca sprawia, że stosunkowo krótko utrzymuje się tam śnieg.


tailpress na snowboardzie

Ciekawe czy duża popularność sportów zimowych w Trójmieście i okolicach jest wynikiem czy przyczyną istnienia tych mini ośrodków? A Ty jak sądzisz? 


Zamaj


Zimowa Korona Kaszub, czyli stacje narciarskie wokół Trójmiasta

SUPsurfer nad Bałtykiem


Z radością muszę przyznać, że mój sezon SUPsurfingowy w czasie pandemii okazał się być całkiem udany. Rozpocząłem go w kwietniu tuż po złagodzeniu lockdown'u i tak on sobie trwa do dziś. Wynikiem czego jest trzeci odcinek mojego nieregularnego micro vloga #jestęsurferę.


Wychodząc na deskę nie zawsze mam ochotę zabierać ze sobą kamerę. Bardzo cenię sobie zalety analizowania swoich umiejętności w ramach auto video coachingu, na jaki pozwala mi GoPro. 
Cieszy mnie też możliwość dzielenia się swoją zajawką w internecie. Niemniej jednak czasem wolę by sesja na wodzie pozostała tylko moją i nie chcę się rozpraszać obecnością obiektywu. Wbrew pozorom nawet najbardziej dyskretnie pracująca w tle kamera sportowa nie potrafi sprawić bym zupełnie o niej nie myślał. Tak jak nie przepadam za licznym towarzystwem na lineup'ie, tak też nie zawsze mam ochotę na obecność tego elektronicznego jednookiego pasażera na gapę. Z tego powodu publikuję filmiki niezbyt często a najbardziej epickie sesje nie zawsze udaje się zarejestrować. Dobra wymówka co? 😉

SUPsurfer na bałtyckiej fali

Mam jednak nową motywację. Nauczony doświadczeniem poprzedniej zimy, kiedy to doroczna przesiadka z wody na śnieg okazała się mrzonką, postanowiłem w tym roku spróbować nie przerywać pływania na czas najzimniejszej pory roku. Zobaczymy co mi z tego postanowienia wyjdzie i na ile przełoży się to na materiał do kolejnego mikro vloga 😉

Zamaj


#JESTĘSURFERĘ vlog 03 - bałtycki covidowy sezon surfingowy.


Nawet nie zauważyłem kiedy minęła wiosna a wraz z nią pierwsze post-covidowe sesje na falach. Bardzo się cieszę, że mimo pandemii mój SUPsurfingowy sezon rozpoczął się w tym roku z zaledwie niewielkim poślizgiem. Mimo, że pracuję na etacie w trybie typowo biurowym, to i tak udało mi się zaliczyć kilka całkiem satysfakcjonujących pływań.


Wprawdzie jeden lub dwa najlepsze "waruny" niestety mi umknęły z w/w powodów, ale i tak udało mi się to i owo sfilmować. Fale w kadrze może nie należą do największych, ale za to frajda z pływania po dłuższej przerwie znacznie je przerosła. Mam nadzieję, że to będzie widać w tym filmiku. Poza tym, jak się nie ma co się lubi, to się surfuje na tym co się ma, prawda? 😉🤙 

Wiele wskazuje na to, że kolejne bałtyckie rozkołysy nie będą kazały na siebie długo czekać, więc mam nadzieję, że wkrótce znowu coś nakręcę. 

Do zobaczenia na spocie i/lub w internecie!

Zamaj

#JESTĘSURFERĘ vlog 02 - wiosenne fale na Bałtyku


To była pierwsza zima po narodzinach naszego syna i wybieraliśmy się na nasz pierwszy urlop z dzieckiem. Jako świeżo upieczeni rodzice, nie byliśmy pewni jakie przygody mogą nas spotkać podczas snowboardowej eskapady z kilkumiesięcznym szkrabem. Zrobiliśmy trzy podstawowe założenia: droga nie może być zbyt długa i męcząca dla malucha, kwatera musi być z wyżywieniem oraz blisko stoku, no i oczywiście w pobliżu powinien znajdować się jakiś sensowny snowpark. Przeliczyliśmy swój budżet i nasz wybór padł na Białkę Tatrzańską.



Od dość dawna nie braliśmy pod uwagę polskich gór podczas planowania naszych zimowych urlopów. Głównym powodem była zawsze niepewność co do warunków śniegowych, kolejki do wyciągów i czas dojazdu, który dla nas, mieszkających nad morzem, jest tylko nieznacznie krótszy niż przy wyjazdach zagranicznych. Poza tym w Polsce delikatnie mówiąc jest niewiele snowparków i dotychczas miałem sporo obaw co do jakości ich przygotowania. Prawdą jest jednak, że pojawienie się dziecka wiele w życiu zmienia, więc postanowiliśmy zaryzykować i wesprzeć rodzimą branżę turystyczną. Zapakowaliśmy się do samochodu wspólnie z moim Kuzynem i wszyscy czworo ruszyliśmy do Białki.


Ośrodek narciarski Kotelnica Białczańska przywitał nas w prawdzie kilkunasto stopniowym mrozem, ale zrobił całkiem przyzwoite wrażenie. Chyba na prawdę wiele się zmieniło od czasu kiedy po raz ostatni odwiedzałem polskie góry. O snowpark za bardzo się nie obawiałem, bo miałem świadomość, że jakość przygotowania i utrzymania obiektu od kilku lat gwarantuje ekipa Park Pirates. Byłem też w miarę na bieżąco i wiedziałem, co się w tym miejscu działo w kilku poprzednich sezonach. Kwatera u "Dziubasa" też nam się sprawdziła bez zarzutu. Tym co nas niestety zaskoczyło był tak masakryczny poziom smogu, że strach było wyjść z wózkiem na spacer. O ile na stoku praktycznie się tego nie odczuwało, o tyle na dole było na prawdę źle. Na "efekty uboczne" nie trzeba było zbyt długo czekać. To paskudne zjawisko w połączeniu z siarczystym mrozem momentalnie odbiło się na zdrowiu naszego synka i tym samym skutecznie ograniczyło realizację sportowo-rekreacyjnych planów. Trudno więc zaliczyć ten wyjazd do w pełni udanych, niemniej jednak, zebraliśmy trochę ujęć, z których  zmontowałem zawarty w tym poście kilkuminutowy film. 


W efekcie mam mocno mieszane uczucia co do kolejnych snowboardowych wyjazdów w Polsce. Pewnie gdyby nie fatalna jakość powietrza, wystawiłbym tu całkiem dobrą recenzję. Mimo dostrzeżenia wielu pozytywnych zmian, obawiam się, że niesłabnący trend na palenie w piecach byle czym może utrudnić mi wykazanie się patriotyzmem gospodarczym i w przyszłości niestety znowu będę musiał dać zarobić nieswoim Góralom. Szkoda 😞


Zamaj


Urlop zimowy w Tatrach - Góralu, czy Ci nie żal?


Od dość dawna brakowało mi weny i czasu, żeby coś nowego napisać. Odpuściłem sobie nawet Insta i Fejsa. Chyba po prostu potrzebowałem takiej przerwy i tyle. Poza tym nawracające kontuzje chwilowo znacząco ograniczyły spektrum dostępnych aktywności, więc trochę nie było o czym pisać.
Może zrobię jakiś wpis o rehabilitacji? Nie, lepiej powrócę myślami do minionego sezonu letniego nad Bałtykiem, który dla mnie i zapewne wielu innych wielbicieli fal był naprawdę zaje*****!

SUP surfer na fali w Chałupach

Jak nie wiesz o czym rozmawiać, to rozmawiasz o pogodzie a jak nie wiesz o czym opowiedzieć na blogu, to też napisz o pogodnie. W tym roku rzeczywiście było o czym gadać. Jak nasze lokalne "Endless Summer" zaczęło się w kwietniu, to potrwało aż do połowy października. Celowo używam porównania do kultowego filmu surfingowego, bo kto pływa na jakiejś desce, ten wie doskonale, że dobry warun zazwyczaj nie chodzi u nas w parze z ładną pogodą. Tym razem było zupełnie inaczej. nie wiem, czy zawdzięczamy to zmianom klimatycznym, czy jakiemuś innemu fenomenowi, ale czegoś takiego nad Bałtykiem chyba już bardzo dawno nie widzieli nawet najstarsi kaszubscy surferzy 😉


SUP surfer na fali na Helu

Co bardziej skrupulatni i spostrzegawczy powiedzą, że warunki do surfingu w prawdzie zdarzały się często, ale za to ich jakość, szczególnie w pierwszej części lata, pozostawiała sporo do życzenia. Co z tego, skoro iście kalifornijska aura sprzyjała jak nigdy częstym wypadom na plażę i to w towarzystwie osób, które podczas typowego kaszubskiego surf sezonu raczej nie wybrałyby się ze mną na spot. Może się starzeję i staję coraz bardziej sentymentalny, ale dzielenie tej wielkiej radochy z Żoną i zabawy z Synem, w przerwach między sesjami, potem wspólne spacery po plaży, to właśnie była ta wisienka na torcie. 


Surf tata z synem na plaży w Krynicy

Choć zbliża się powoli taki moment roku, kiedy coś przestawia się w mojej głowie, zapominam o falach i czekam na śnieg, to jednocześnie nie mogę się doczekać kolejnej wiosny i lata, z nadzieją na powtórkę bałtyckiego "Endless Summer".


Tomek

Cóż to był za sezon! Wspomnienie lata nad Bałtykiem.

Któregoś pięknego lipcowego popołudnia, zmęczeni czekaniem na nienadchodzące fale, zniesmaczeni zakwitem sinic i zniechęceni wszechobecnymi korkami na drogach, postanowiliśmy zmienić plac zabaw. Wspólnie z Żoną i rocznym Synkiem pojechaliśmy, jak normalni zdrowi Janusze, nad jezioro z wyznaczonym kąpieliskiem i tzw. wypożyczalnią sprzętu wodnego. W rozpaczy ludzie zdolni są do wszystkiego ;)


Żarty żartami, ale przecież nie samymi falami i wakeparkami człowiek żyje. Między innymi dlatego postanowiliśmy sprawdzić, polecaną przez ekipę ABCsurf.pl, Marinę Białe Żagle, nad jeziorem Wysockim tuż koło Gdańska. Jest to kameralny ośrodek, oferujący wiele atrakcji, w tym całkiem dobrze wyposażoną wypożyczalnię desek z wiosłem i prężnie działającą ligę SUPową.

SUP turn

W tak sprzyjających okolicznościach i pod czujnym okiem Pana Ratownika, który bezapelacyjnie nakazał mi przywdziać kamizelkę ratunkową, miałem okazję sprawdzić w praktyce właściwości dwóch desek. Były to: 220-litrowy RRD Palinuro 10'4", oraz 195-litowy Bic AceTec Cross 10'. Obie przeznaczone głównie do rekreacyjno tourowego pływania na flacie. Testowałem je zaledwie przez kilkadziesiąt minut, ale to już zazwyczaj wystarczy do sformułowania pierwszych wniosków.

BIC SUP

glide

Ani jeden ani drugi model nie został zaprojektowany jako wyścigówka, ale pod względem łatwego nabierania prędkości i utrzymywania jej po kilku silniejszych pchnięciach wiosłem, lepiej wypada Bic. Mimo, że jest nieco krótszy i mniej wyporny od RRD, to widocznie jego węższa talia i rozcinający wodę, krótki kil pod pod dziobem robią robotę.

stabilność

Obie deski wyposażone w pojedynczy fin (Bic ma dodatkowe skrzynki na boczne finy) bardzo dobrze trzymają kurs, ale poprzecznie zdecydowanie stabilniejszy jest RRD, co znacznie poprawia komfort podczas cruisingu lub wycieczek po wodzie, bo zwyczajnie łatwiej jest na nim utrzymać równowagę.

zwrotność

Być może właśnie ze względu na łatwość utrzymania równowagi, nieco łatwiej wykonywało mi się zwroty przez rufę właśnie na RRD. Niemniej jednak obie deski są całkiem zwrotne i łatwo "podtapia" się im rufę podczas manewrów. Biorąc pod uwagę fakt, że ważę zaledwie 65 kg, deski długości około 10 stóp są już dla mnie duże a tym samym bardziej mułowate w obsłudze niż dla kogoś o większej masie ciała.


Podsumowując, obie deski oferują to co powinny, podczas rekreacyjnego SUPowania po płaskiej wodzie. Osobom zupełnie początkującym, lub np. poszukującym czegoś stabilnego do uprawiania SUPjogi, poleciłbym pewnie bardziej RRD Palinuro. Zaś tym, którzy czują się pewniej i poszukują łatwego w obsłudze uniwersalnego "wycieczkowca", zaproponowałbym Bic'a AceTec Cross.

Jeśli mieszkasz w okolicach Trójmiasta, obie deski możesz przetestować np. tutaj.

Miłej zabawy na wodzie! :)

Tomek

SUPbiektywny test - RRD vs BIC


Tatą jestem od niespełna roku, więc dopiero zaczynam się uczyć jak wypełniać tę nową i ważną rolę, jednocześnie nie przestając być sobą i przy okazji starając się nie zwariować. Między innymi również z tego powodu dawno nie było tu żadnego nowego wpisu.


z synem na desce

Legenda deskorolki i ojciec dwóch chłopców, Ray Barbee powiedział kiedyś, że nasze dzieci powinny codziennie widzieć jak ich rodzice cieszą się życiem. Ta myśl wydaje mi się bardzo wartościowa i inspirująca, bo przecież tak łatwo w natłoku licznych zobowiązań zupełnie zagubić radość i pogodę ducha, a własne potrzeby i zajawki odłożyć na bok aż do odwołania.



Chcę, żeby mój Syn był szczęśliwym człowiekiem, więc muszę zadbać o to, by miał rodziców żyjących pełnią życia. Nie mam złudzeń, że to nie będzie łatwe, dlatego zaczynamy od małych rzeczy, np. od wspólnego wypadu do wakeparku. 

Być może to wygląda jakbym próbował tu wysmażyć jakiś tekst motywacyjny albo inspirujący. 
Tak na prawdę sam potrzebuję inspiracji i motywujących przykładów z życia wziętych. Dlatego jeśli ten post trafi do kogoś, kto zostając rodzicem nie zaprzestał realizowania swoich pasji i ma ochotę podzielić się swoimi „lifehackami”, to dajcie znać, że jesteście 😉

Tomek

Tata na desce


Generalnie nie przepadam za przejściowymi porami roku, bo najbardziej cenię albo pełnię lata albo pełnię zimy, ale jakiś czas temu odkryłem, że jesień też da się lubić. Rzecz jasna pod warunkiem, że akurat nie leje deszcz. Wymaga to jednak połączenia trzech surowców: drewna, metalu oraz uretanu. 

skatepark Sopot

Pusty skatepark

Z pewną nostalgią pożegnałem odchodzące lato, ale z nie mniejszą nadzieją przywitałem ten piękny czas, kiedy turyści opuścili Trójmiasto a młodzież powróciła do szkolnego kieratu. Można w końcu w tygodniu wieczorem, kiedy dzieciaki albo odrabiają lekcje, albo pakują tornistry na następny dzień, spokojnie pójść do skateparku i pośmigać na deskorolce nie zderzając się z kimś co chwilę.

skatepark Sopot

Beton cieplejszy od wody

Zima na Pomorzu zazwyczaj zaczyna się dość późno i jest dość łagodna, więc na przesiadkę na snowboard trzeba jeszcze trochę poczekać, albo ruszyć gdzieś w Alpy. Zaś Bałtyk szybko się wychładza, więc w pewnym momencie już przestaje mi się chcieć walczyć z lodowatymi falami i w takich właśnie chwilach  chętniej wybieram te betonowe.

skatepark Sopot

Oczywiście w lecie też bardzo lubię jeździć na deskorolce, ale wtedy najsilniej konkurują z nią wodne deski: wake, surf i SUP a czas nie jest niestety z gumy. Skoro jesteśmy już przy tworzywach, mniej lub bardziej sztucznych, to przecież tak niewiele jest dźwięków w przestrzeni miejskiej, tak miłych dla ucha, jak stukot uretanowych kółek na betonie lub asfalcie. Nieprawdaż? 😉


Tomek

Drewno, metal i uretan sprawiają, że jesień można polubić.

Lubię pływać zarówno na tradycyjnej desce surfingowej jak i na SUPie, więc jeśli spodziewasz się, że to będzie wpis o wyższości jednego na drugim, to pewnie się zawiedziesz. Ponieważ mieszkam nad Bałtykiem, na którym jakość fal często pozostawia wiele do życzenia, już dawno zdecydowałem, że w Polsce pływam głównie z wiosłem a "normalny" surfing zostawiam raczej na wakacyjne wyjazdy nad ocean. Co oczywiście nie oznacza, że od czasu do czasu nie mogą zdarzyć się jakieś odstępstwa od tej normy 😉

SUP jest łatwy

Mam nadzieję, że powyższy nagłówek nie urazi niczyjej ambicji, ale w moim odczuciu tradycyjny surfing jest jednak bardziej wymagający pod względem fizycznym niż stand up paddle. Przy odpowiednio dobranym sprzęcie, stawianie pierwszych kroków na SUPie jest dość banalne nawet na falach (oczywiście na początek tych małych) a co dopiero na płaskiej wodzie. Fakt, że opanowanie podstaw poprawnej techniki wiosłowania zajmuje trochę czasu, ale też nie więcej niż nauka padlowania na leżąco. Ponadto bałtyckie fale nie słyną z najwyższej jakości i w bardzo wielu przypadkach zwyczajnie łatwiej je złapać, mając do dyspozycji wiosło, niż tylko własne ramiona. SUPy z racji swoich rozmiarów i sporej wyporności, zazwyczaj są też znacznie mniej wymagające względem warunków, więc fale, które już przestają nadawać się dla surferów, bardzo często okazują się zupełnie wystarczające do zabawy dla SUPsurferów. 


SUP jest uniwersalny

Deska z wiosłem ma tę podstawową zaletę, że można na niej pływać w zasadzie w każdych warunkach. Jak są fale, to możesz posurfować, jak ich nie ma, to możesz wybrać się na zwiedzanie okolicy z perspektywy wody. Najlepsze jest to, że w rekreacyjnym zakresie zazwyczaj da się to wszystko opływać na jednej i tej samej desce. Jasna sprawa, że sprzęt wyspecjalizowany do konkretnych zadań, w określonych warunkach działa najlepiej, ale większość dostępnych na rynku tzw allround'ow poradzi sobie prawie zawsze i wszędzie. Współczesne SUPy mają chyba tylko dwie podstawowe wady. Biorąc pod uwagę zasobność przeciętnego polskiego portfela sądzę, że wciąż są zbyt drogie. No i niestety raczej ciężko jest zrobić na SUPie duckdive, chociaż Kai Lenny udowodnił, że z odpowiednią deską i techniką może się to udać 😉


Kajak 21-ego wieku

Pojawienie się na rynku dmuchanych SUPów w ostatnich latach przyczyniło się do dynamicznej popularyzacji tego sportu na różnych akwenach. Przybywa amatorów rekreacyjnego wiosłowania w wolnym czasie z rodziną. Coraz częściej widać na wodzie osoby niemal w każdym wieku i w bardzo różnej kondycji fizycznej. Pływa się na wycieczki, organizowane są spływy na rzekach, można ćwiczyć jogę i wciąż przybywa amatorów surfingu z wiosłem. Myślę, że niedługo  w wypożyczalniach sprzętu, zamiast roweru wodnego czy kajaka będzie można wypożyczyć SUPa. 
A może nawet już tak się dzieje? Jeśli w ciągu minionych wakacji zdarzało Ci się spotkać standuppadler'ów w miejscach, w których dotychczas królował kite albo rower wodny, napisz mi o tym 😊


Tomek

3 powody, dla których SUP jest super



O tym, że pływanie na SUPie jest czystą poezją wiedziałem od dawna z własnego doświadczenia, ale jak dotąd nie słyszałem, żeby ktoś tworzył poezję na ten temat. Do wczoraj!


Paddleboarder on polish beach

Jakież było moje zdziwienie kiedy dostałem od  mojej Kuzynki na messengera wiersz. Nie napisała jakiejś tam rymowanki tylko prawdziwy poemat. Za inspirację posłużyła Jej obserwacja naszej rodziny z deskami na plaży. W poniższych wersach występują bowiem: moja Żona i Synek, mój Kuzyn i ja, a tematem przewodnim jest surfing na desce z wiosłem. Zachwyciłem się, uśmiałem do łez i poprosiłem Autorkę o pozwolenie na publikację. Przeczytajcie sami... 😀

bottom turn on SUP


Kiedy wiatr falą rozbuja morze
Na jego żądze nic nie pomoże
Z łoża po cichu się on wymyka
I już za drzwiami wetsuit domyka 
Butami z pianki po schodach człapie
Wiosłem po ścianach bieluchnych drapie
I choć go serce ściska gdy słyszy
Kwilenie syna ciche jak myszy
I żony zębów z zimna dzwonienie
To jest za silne wiatru kuszenie
To nieodparte w sercu pragnienie !
I nie potrafi, oprzeć się nie chce!
Poskramiać falę - to ego łechce!
I szczęściem wielkim to go przepaja
Gdy w ręku dzierży trzonek pagaja
Nieustraszenie morze przemierza
Wcale nie szuka z wodą przymierza
Tylko jak rycerz na dzikim koniu
Tak on na fali do przodu goni!
I gdy po cichu szepcze w komórkę
'Hejka kuzynie, odpalę furkę
I jedźmy szybko waruna szukać!
Nową miejscówkę sobie oblukać!'
Z niecierpliwości drży jak osika
I szybko jeszcze łyk kawy łyka.
I pojechali. I popłynęli.
Kuzyn z kuzynem. Na fali bieli.
Jak wojownicy. Bez śladu strachu.
Pozostawili na plaży piachu
Swoje komórki i swe obawy
I zapał w nich jak ogień lawy
Gorący bucha i naprzód pcha
Postacie dwie i wiosła dwa !
A na plaży już stoi ona
Anna matka i wierna żona
I patrzy za nim...jak płynie w dal
I choć w jej sercu malutki żal
I choć w ramionach dziecina płacze
To wie że nie może być inaczej
Taka jej dola. Żona SUPiarza.
To jak szaleńca lub marynarza.
Więc czeka. Kocha. I wypatruje.
Na swojej buzi wiatr ciepły czuje.
I myśli patrząc w Syneczka oczy
'A ten mój mały czym mnie zaskoczy?
Będzie skejtem? Albo wrotkarzem?
A może będzie spadochroniarzem?
A może będzie jednak szachistą?
A może zostanie słynnym basistą?'
I tak jak pewne jest hobby tatka
To syna przyszłość to jest zagadka
I tak jest dobrze. I tak być musi.
Wiec Ania ciekawość nadmierną dusi
I syna do siebie mocno przytula
A wiatr na morzu hula i hula ....

KB 2017


baby looking at surf infographic
foto: www.instagram.com/boardborn.pl/ 
Mam nadzieję, że Wam też się to spodoba tak jak mnie i liczę, że Kasia napisze kiedyś coś jeszcze 😊




Tomek 

Poemat o bałtyckich SUPsurferach 😀



Swoje najlepsze deskorolkowe lata mam już dość dawno za sobą. Za sobą mam też niezliczoną ilość skręceń obu kostek, stłuczeń pięt i nadgarstków, poharatanych piszczeli i łokci,... długo by można jeszcze wymieniać… Mam już za sobą nawet prawie definitywne zakończenie deskorolkowej przygody, bo przecież nic mi już nie wychodziło, obawiałem się kolejnych kontuzji i w ogóle w tym wieku to już chyba nie warto. Na szczęście pustkę szybko zapełniły inne zajawki, jak choćby wakeboard czy surfing, ale po kilku latach przerwy, powróciła tęsknota za moją drewnianą zabawką, od której wszystko się zaczęło. 


Marbella skatepark w Barcelonie

Tylko po co wracać, skoro nie ma już do czego? Na szczęście potrafię się jeszcze odpychać, utrzymuję równowagę a stukot uretanu na asfalcie wciąż sprawia mi radość. Początki są trudne. Uczę się właściwie od nowa. Najpierw było to bardzo deprymujące uczucie, ale stopniowo zacząłem sobie przypominać, jak kiedyś cieszyły mnie choćby najdrobniejsze postępy. Teraz chwilami czuję to samo i to sprawia, że mam ochotę próbować dalej. Kiedyś byłem skupiony głównie na technicznej stronie. Satysfakcjonowały mnie przede wszystkim tricki. Im trudniejsze i bardziej stylowe tym lepiej. Im więcej potrafiłem ich zrobić, im częściej mi wychodziły, tym większy widziałem sens w dalszej jeździe. Z czasem tricków ubywało, ale skuteczność wykonywania tych, które zostały sprawiała, że nie było jeszcze tak źle. Można było powiedzieć, że potrafiłem zrobić wciąż sporo podstawowych sztuczek na przyzwoitym poziomie. Ot taka rekreacja, ale bez zbytniego lamerstwa ;) 

5/0 grind
skatepark w Żukowie

W momencie, w którym zorientowałem się, że zarówno arsenał tricków, jak i skuteczność ich wykonywania spadły poniżej poziomu dziadostwa, to po prostu dałem sobie spokój. Uczucie niezadowolenia z jakości mojego skejtowania było tym bardziej dojmujące, że zbiegło się w czasie z dynamicznym rozwojem moich umiejętności na wakeboardzie. Śmiganie po wakeparku było wtedy dla mnie czymś nowym i ta zajawka prawie całkowicie zdominowała mój sezon od późnej wiosny do wczesnej jesieni. Na parę lat deskorolka, tak jakby przestała mi być potrzebna i poszła zupełnie w odstawkę. W lecie liczył się tylko wakeboard a w zimie królował snowboard. Z kolei pomiędzy sezonami, niezobowiązująco od czasu do czasu zaczynałem uczyć się surfingu.

rock to fakie
minirampa na Lanzarote

Stara miłość jednak nie rdzewieje. Po latach rozłąki nie wytrzymałem i znowu kupiłem sobie deskorolkę. Spory wpływ na tę decyzję miały powstające nowe betonowe skateparki. Coś, czego "za moich czasów" nie było, więc skoro w końcu powstało, to głupio byłoby przynajmniej nie spróbować z tego skorzystać. 

"kruzing" w Gdyni

Nie ma co ukrywać. Z trickami jest ciężko a czasami wręcz marnie, ale odkryłem coś, czego wcześniej nie doceniałem albo nie dostrzegałem. Myślę, że bardzo pomógł mi w tym surfing, bo dzięki niemu zacząłem na betonie i asfalcie szukać tej samej sensacji co na wodzie. Balans, płynność ruchów i to poczucie lekkości, które jak sądzę jest wspólnym mianownikiem wszystkich uprawianych przeze mnie deskowych sportów. Czasami nie trzeba nawet robić tricków, bo wystarczy sam cruising po okolicy i jakaś górka do zbombienia od czasu do czasu. Zaś jazda po skateparku jest teraz trochę jak freeride na snowboardzie. Znajduję swoją linię i jak poczuję się pewniej, to dorzucam jakieś proste tricki. 

"kruzing" w parku wulkanicznym

To pewnie jest takie deskorolkowe dziadowanie, z nieco dorobioną ideologią, ale co z tego? Odkryłem deskorolkę na nowo i znowu sprawia mi to radość, więc spróbuję to robić tak długo, jak tylko będę fizycznie w stanie temu podołać. Jeśli tricki już zupełnie przestaną mi wychodzić, to pewnie przerzucę się na longboard. Grunt to jak najdłużej utrzymać balans i czuć wiatr we włosach, przynajmniej tych, które jeszcze zostaną ;)

Tomek

Deskorolka tuż przed 40-tką. Czy to ma jeszcze sens?

Bałtyk jest niestety dość kapryśnym morzem. Przekonał się o tym chyba każdy, kto spędził na polskim wybrzeżu choćby długi weekend, niezależnie od tego czy pływał na jakiejś desce, czy nie. Czasami samo studiowanie prognoz pogody może nie wystarczyć, więc zanim spakujesz manele i wybierzesz się na swoją ulubioną miejscówkę, koniecznie sprawdź obraz z kilku nadmorskich kamer. Chcąc ułatwić sobie i innym przeglądanie, postanowiłem zebrać przeszło 10, moim zdaniem najbardziej przydatnych surferom i SUPsurferom streamingów, ulokowanych nad Bałtykiem.  

O kolejności na mojej liście “strategicznych must see” decyduje lokalizacja kamer od zachodu na wschód. W wielu z tych miejsc dotychczas jeszcze nie pływałem, ale wg moich obserwacji online oraz zasłyszanych z różnych źródeł informacji, przy sprzyjającej pogodzie mogą mieć one falowy potencjał.

Jastrzębia Góra - foto: BOARDborn
Jestem z Trójmiasta, więc zupełnie nie znam tamtejszych spotów, ale coś niecoś słyszałem o może niezbyt licznej, ale za to prężnej lokalnej scenie surfingowej :)


Podobnie jak w przypadku Kołobrzegu, nie miałem jeszcze okazji osobiście posmakować usteckich fal. Niemniej jednak facebookowe relacje lokalesów i około sztormowe widoki z kamery nie pozostawiają wątpliwości, że da się tam popływać. Z resztą można popytać windsurferów.


Tę lokalizację znają chyba wszyscy windsurferzy i kitesurferzy, lubiący poszaleć na falach, ale oni pewnie powiedzą, że spot na surfa się nie nadaje, bo tak naprawdę obawiają się tłoku w wodzie ;)  


To jest taki trochę spot widmo, więc może o nim powinni wypowiedzieć się bardziej doświadczeni surferzy. Tak czy owak warto tu zerkać chociażby po to, żeby móc precyzyjniej zweryfikować prognozę falowania.


JASTRZĘBIA GÓRA - kliknij i sprawdź kamerę
Oto widok na słynną Falezę. Plaży wprawdzie na kamerze nie widać, ale jak są fale, to bez wątpienia można je zobaczyć i ocenić.

Władysławowo - foto: BOARDborn

Tu wyjątkowo wstawiam dwie kamery zamiast jednej, ponieważ tak naprawdę żadna z nich do końca nie pokazuje warunków na faktycznej miejscówce, tylko trochę obok. Można na ich podstawie, biorąc pod uwagę kierunek wiatru i swelu, wywnioskować co się będzie działo na naszym bałtyckim Pipeline ;)


Ponieważ jak dotąd nie udało mi się znaleźć kamery od strony otwartego morza w jednym z najpopularniejszych miejsc na surfing, czyli Chałupach, wrzucam tu kolejną miejscówkę, moim skromnym zdaniem trochę niedocenioną.


GÓRKI ZACHODNIE - kliknij i sprawdź kamerę
Ten spot można chyba nazwać objawieniem ostatnich miesięcy. Zdążył już nawet być areną zimowych zawodów surfingowych O’Neill Cold Water Jam, a przecież na dobrą sprawę jest to podmiejska plaża w Gdańsku. Kamera pokazuje głównie Narodowe Centrum Żeglarstwa, ale od czasu do czasu przesuwa się w stronę plaży. Przyda się więc trochę cierpliwości ;)


MIERZEJA WIŚLANA - kliknij i sprawdź kamerę
Spoty w tym rejonie są chyba jeszcze mało rozpoznane. Widywałem tam fale w różnych miejscach, ale warto popytać o nie starszych stażem kolegów surferów.

Waves on Gdansk Bay
Górki Zachodnie - foto: Andrzej Boreysza

Jak wszystko na tym blogu, również to zestawienie jest wynikiem subiektywnej oceny i z całą pewnością nie wyczerpuje tematu w stu procentach. Ponadto kamery najczęściej nie są ulokowane precyzyjnie na samych surf spotach. Jeśli znasz linki do widoków, pokazujących polskie plaże, na których zdarzają się dobre warunki do surfowania i SUPsurfowania, to napisz o tym w komentarzu do tego posta lub w bezpośrednim mailu do mnie.
Bardzo chętnie zweryfikuję i uzupełnię swoją wiedzę, tym bardziej, że wciąż jeszcze jest ona skromna.

Planując surfing (nie tylko w Polsce) nie zapomnij sprawdzić prognozy falowania. Jeśli chcesz przeczytać mój wpis na temat prognoz, kliknij tutaj.

Tomek

10 web kamer - sprawdź przed wyjściem na plażę.