surf - snow - skate - wake



O tym, że pływanie na SUPie jest czystą poezją wiedziałem od dawna z własnego doświadczenia, ale jak dotąd nie słyszałem, żeby ktoś tworzył poezję na ten temat. Do wczoraj!


Paddleboarder on polish beach

Jakież było moje zdziwienie kiedy dostałem od  mojej Kuzynki na messengera wiersz. Nie napisała jakiejś tam rymowanki tylko prawdziwy poemat. Za inspirację posłużyła Jej obserwacja naszej rodziny z deskami na plaży. W poniższych wersach występują bowiem: moja Żona i Synek, mój Kuzyn i ja, a tematem przewodnim jest surfing na desce z wiosłem. Zachwyciłem się, uśmiałem do łez i poprosiłem Autorkę o pozwolenie na publikację. Przeczytajcie sami... 😀

bottom turn on SUP


Kiedy wiatr falą rozbuja morze
Na jego żądze nic nie pomoże
Z łoża po cichu się on wymyka
I już za drzwiami wetsuit domyka 
Butami z pianki po schodach człapie
Wiosłem po ścianach bieluchnych drapie
I choć go serce ściska gdy słyszy
Kwilenie syna ciche jak myszy
I żony zębów z zimna dzwonienie
To jest za silne wiatru kuszenie
To nieodparte w sercu pragnienie !
I nie potrafi, oprzeć się nie chce!
Poskramiać falę - to ego łechce!
I szczęściem wielkim to go przepaja
Gdy w ręku dzierży trzonek pagaja
Nieustraszenie morze przemierza
Wcale nie szuka z wodą przymierza
Tylko jak rycerz na dzikim koniu
Tak on na fali do przodu goni!
I gdy po cichu szepcze w komórkę
'Hejka kuzynie, odpalę furkę
I jedźmy szybko waruna szukać!
Nową miejscówkę sobie oblukać!'
Z niecierpliwości drży jak osika
I szybko jeszcze łyk kawy łyka.
I pojechali. I popłynęli.
Kuzyn z kuzynem. Na fali bieli.
Jak wojownicy. Bez śladu strachu.
Pozostawili na plaży piachu
Swoje komórki i swe obawy
I zapał w nich jak ogień lawy
Gorący bucha i naprzód pcha
Postacie dwie i wiosła dwa !
A na plaży już stoi ona
Anna matka i wierna żona
I patrzy za nim...jak płynie w dal
I choć w jej sercu malutki żal
I choć w ramionach dziecina płacze
To wie że nie może być inaczej
Taka jej dola. Żona SUPiarza.
To jak szaleńca lub marynarza.
Więc czeka. Kocha. I wypatruje.
Na swojej buzi wiatr ciepły czuje.
I myśli patrząc w Syneczka oczy
'A ten mój mały czym mnie zaskoczy?
Będzie skejtem? Albo wrotkarzem?
A może będzie spadochroniarzem?
A może będzie jednak szachistą?
A może zostanie słynnym basistą?'
I tak jak pewne jest hobby tatka
To syna przyszłość to jest zagadka
I tak jest dobrze. I tak być musi.
Wiec Ania ciekawość nadmierną dusi
I syna do siebie mocno przytula
A wiatr na morzu hula i hula ....

KB 2017


baby looking at surf infographic
foto: www.instagram.com/boardborn.pl/ 
Mam nadzieję, że Wam też się to spodoba tak jak mnie i liczę, że Kasia napisze kiedyś coś jeszcze 😊




Tomek 

Poemat o bałtyckich SUPsurferach 😀



Swoje najlepsze deskorolkowe lata mam już dość dawno za sobą. Za sobą mam też niezliczoną ilość skręceń obu kostek, stłuczeń pięt i nadgarstków, poharatanych piszczeli i łokci,... długo by można jeszcze wymieniać… Mam już za sobą nawet prawie definitywne zakończenie deskorolkowej przygody, bo przecież nic mi już nie wychodziło, obawiałem się kolejnych kontuzji i w ogóle w tym wieku to już chyba nie warto. Na szczęście pustkę szybko zapełniły inne zajawki, jak choćby wakeboard czy surfing, ale po kilku latach przerwy, powróciła tęsknota za moją drewnianą zabawką, od której wszystko się zaczęło. 


Marbella skatepark w Barcelonie

Tylko po co wracać, skoro nie ma już do czego? Na szczęście potrafię się jeszcze odpychać, utrzymuję równowagę a stukot uretanu na asfalcie wciąż sprawia mi radość. Początki są trudne. Uczę się właściwie od nowa. Najpierw było to bardzo deprymujące uczucie, ale stopniowo zacząłem sobie przypominać, jak kiedyś cieszyły mnie choćby najdrobniejsze postępy. Teraz chwilami czuję to samo i to sprawia, że mam ochotę próbować dalej. Kiedyś byłem skupiony głównie na technicznej stronie. Satysfakcjonowały mnie przede wszystkim tricki. Im trudniejsze i bardziej stylowe tym lepiej. Im więcej potrafiłem ich zrobić, im częściej mi wychodziły, tym większy widziałem sens w dalszej jeździe. Z czasem tricków ubywało, ale skuteczność wykonywania tych, które zostały sprawiała, że nie było jeszcze tak źle. Można było powiedzieć, że potrafiłem zrobić wciąż sporo podstawowych sztuczek na przyzwoitym poziomie. Ot taka rekreacja, ale bez zbytniego lamerstwa ;) 

5/0 grind
skatepark w Żukowie

W momencie, w którym zorientowałem się, że zarówno arsenał tricków, jak i skuteczność ich wykonywania spadły poniżej poziomu dziadostwa, to po prostu dałem sobie spokój. Uczucie niezadowolenia z jakości mojego skejtowania było tym bardziej dojmujące, że zbiegło się w czasie z dynamicznym rozwojem moich umiejętności na wakeboardzie. Śmiganie po wakeparku było wtedy dla mnie czymś nowym i ta zajawka prawie całkowicie zdominowała mój sezon od późnej wiosny do wczesnej jesieni. Na parę lat deskorolka, tak jakby przestała mi być potrzebna i poszła zupełnie w odstawkę. W lecie liczył się tylko wakeboard a w zimie królował snowboard. Z kolei pomiędzy sezonami, niezobowiązująco od czasu do czasu zaczynałem uczyć się surfingu.

rock to fakie
minirampa na Lanzarote

Stara miłość jednak nie rdzewieje. Po latach rozłąki nie wytrzymałem i znowu kupiłem sobie deskorolkę. Spory wpływ na tę decyzję miały powstające nowe betonowe skateparki. Coś, czego "za moich czasów" nie było, więc skoro w końcu powstało, to głupio byłoby przynajmniej nie spróbować z tego skorzystać. 

"kruzing" w Gdyni

Nie ma co ukrywać. Z trickami jest ciężko a czasami wręcz marnie, ale odkryłem coś, czego wcześniej nie doceniałem albo nie dostrzegałem. Myślę, że bardzo pomógł mi w tym surfing, bo dzięki niemu zacząłem na betonie i asfalcie szukać tej samej sensacji co na wodzie. Balans, płynność ruchów i to poczucie lekkości, które jak sądzę jest wspólnym mianownikiem wszystkich uprawianych przeze mnie deskowych sportów. Czasami nie trzeba nawet robić tricków, bo wystarczy sam cruising po okolicy i jakaś górka do zbombienia od czasu do czasu. Zaś jazda po skateparku jest teraz trochę jak freeride na snowboardzie. Znajduję swoją linię i jak poczuję się pewniej, to dorzucam jakieś proste tricki. 

"kruzing" w parku wulkanicznym

To pewnie jest takie deskorolkowe dziadowanie, z nieco dorobioną ideologią, ale co z tego? Odkryłem deskorolkę na nowo i znowu sprawia mi to radość, więc spróbuję to robić tak długo, jak tylko będę fizycznie w stanie temu podołać. Jeśli tricki już zupełnie przestaną mi wychodzić, to pewnie przerzucę się na longboard. Grunt to jak najdłużej utrzymać balans i czuć wiatr we włosach, przynajmniej tych, które jeszcze zostaną ;)

Tomek

Deskorolka tuż przed 40-tką. Czy to ma jeszcze sens?

Bałtyk jest niestety dość kapryśnym morzem. Przekonał się o tym chyba każdy, kto spędził na polskim wybrzeżu choćby długi weekend, niezależnie od tego czy pływał na jakiejś desce, czy nie. Czasami samo studiowanie prognoz pogody może nie wystarczyć, więc zanim spakujesz manele i wybierzesz się na swoją ulubioną miejscówkę, koniecznie sprawdź obraz z kilku nadmorskich kamer. Chcąc ułatwić sobie i innym przeglądanie, postanowiłem zebrać przeszło 10, moim zdaniem najbardziej przydatnych surferom i SUPsurferom streamingów, ulokowanych nad Bałtykiem.  

O kolejności na mojej liście “strategicznych must see” decyduje lokalizacja kamer od zachodu na wschód. W wielu z tych miejsc dotychczas jeszcze nie pływałem, ale wg moich obserwacji online oraz zasłyszanych z różnych źródeł informacji, przy sprzyjającej pogodzie mogą mieć one falowy potencjał.

Jastrzębia Góra - foto: BOARDborn
Jestem z Trójmiasta, więc zupełnie nie znam tamtejszych spotów, ale coś niecoś słyszałem o może niezbyt licznej, ale za to prężnej lokalnej scenie surfingowej :)


Podobnie jak w przypadku Kołobrzegu, nie miałem jeszcze okazji osobiście posmakować usteckich fal. Niemniej jednak facebookowe relacje lokalesów i około sztormowe widoki z kamery nie pozostawiają wątpliwości, że da się tam popływać. Z resztą można popytać windsurferów.


Tę lokalizację znają chyba wszyscy windsurferzy i kitesurferzy, lubiący poszaleć na falach, ale oni pewnie powiedzą, że spot na surfa się nie nadaje, bo tak naprawdę obawiają się tłoku w wodzie ;)  


To jest taki trochę spot widmo, więc może o nim powinni wypowiedzieć się bardziej doświadczeni surferzy. Tak czy owak warto tu zerkać chociażby po to, żeby móc precyzyjniej zweryfikować prognozę falowania.


JASTRZĘBIA GÓRA - kliknij i sprawdź kamerę
Oto widok na słynną Falezę. Plaży wprawdzie na kamerze nie widać, ale jak są fale, to bez wątpienia można je zobaczyć i ocenić.

Władysławowo - foto: BOARDborn

Tu wyjątkowo wstawiam dwie kamery zamiast jednej, ponieważ tak naprawdę żadna z nich do końca nie pokazuje warunków na faktycznej miejscówce, tylko trochę obok. Można na ich podstawie, biorąc pod uwagę kierunek wiatru i swelu, wywnioskować co się będzie działo na naszym bałtyckim Pipeline ;)


Ponieważ jak dotąd nie udało mi się znaleźć kamery od strony otwartego morza w jednym z najpopularniejszych miejsc na surfing, czyli Chałupach, wrzucam tu kolejną miejscówkę, moim skromnym zdaniem trochę niedocenioną.


GÓRKI ZACHODNIE - kliknij i sprawdź kamerę
Ten spot można chyba nazwać objawieniem ostatnich miesięcy. Zdążył już nawet być areną zimowych zawodów surfingowych O’Neill Cold Water Jam, a przecież na dobrą sprawę jest to podmiejska plaża w Gdańsku. Kamera pokazuje głównie Narodowe Centrum Żeglarstwa, ale od czasu do czasu przesuwa się w stronę plaży. Przyda się więc trochę cierpliwości ;)


MIERZEJA WIŚLANA - kliknij i sprawdź kamerę
Spoty w tym rejonie są chyba jeszcze mało rozpoznane. Widywałem tam fale w różnych miejscach, ale warto popytać o nie starszych stażem kolegów surferów.

Waves on Gdansk Bay
Górki Zachodnie - foto: Andrzej Boreysza

Jak wszystko na tym blogu, również to zestawienie jest wynikiem subiektywnej oceny i z całą pewnością nie wyczerpuje tematu w stu procentach. Ponadto kamery najczęściej nie są ulokowane precyzyjnie na samych surf spotach. Jeśli znasz linki do widoków, pokazujących polskie plaże, na których zdarzają się dobre warunki do surfowania i SUPsurfowania, to napisz o tym w komentarzu do tego posta lub w bezpośrednim mailu do mnie.
Bardzo chętnie zweryfikuję i uzupełnię swoją wiedzę, tym bardziej, że wciąż jeszcze jest ona skromna.

Planując surfing (nie tylko w Polsce) nie zapomnij sprawdzić prognozy falowania. Jeśli chcesz przeczytać mój wpis na temat prognoz, kliknij tutaj.

Tomek

10 web kamer - sprawdź przed wyjściem na plażę.


Wstaję rano i z Internetów dowiaduję się, że podobno wieje, faluje i od jutra a już najdalej po jutrze będzie warun! Zaczyna się nerwowe sprawdzanie kilku różnych aplikacji do przepowiadania fal na Bałtyku. Prognoza faktycznie jest obiecująca! Koledzy na Fejsie też mówią, że będzie pływanie. Brzmi znajomo? No to czytaj dalej.

Fale zdatne do surfingu nad naszym morzem są dość unikalnym zjawiskiem, no może poza środkiem zimy, ale to jest okres dobry głównie dla twardzieli i morsów. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że na Bałtyku w ogóle nie ma dobrych fal, ale ubywa ich sukcesywnie z roku na rok. Tak więc jak już trafi się obiecująca prognoza w przedziale, powiedzmy od kwietnia do października, moi bliscy mogą zaobserwować u mnie objawy przypominające zaburzenia psychiczne. Tętno przyspiesza z emocji, oczy nabiegają krwią od śledzenia prognoz i webkamer, a mózg puchnie i paruje od nadmiernego analizowania parametrów fal, prądów morskich oraz porywów wiatru.

Polish SUPsurfer looking for waves
foto: @izasz
Euforia

Kiedy uda się już mniej więcej ustalić gdzie i kiedy będzie można popływać, zaczyna się drugi etap, czyli dopasowywanie rytmu swojego życia rodzinnego i zawodowego do prognozy. Pół biedy, jak warun trafia się w weekend, ale co zrobić, jeśli wypada akurat w środku dnia pracy? Zaczyna się nerwowe rozważanie na temat możliwości urwania się wcześniej albo ilości dostępnych dni wolnych. Nawet jak wszystko uda się jakoś poukładać, to i tak jeszcze nie koniec zmagań. Powiedzmy, że wystarczy wyjść z pracy godzinkę wcześniej, ale trzeba przecież jeszcze zapakować graty do auta poprzedniego dnia wieczorem, pojechać do roboty z deską na dachu, nie zważając na żarty kolegów i dziwne spojrzenia przechodniów na ulicy. No bo przecież w Trójmieście nie widać jeszcze nawet małej falki a poza tym jest zimno i kto by tam szedł na plażę? Potem trzeba jeszcze przetrwać cały dzień siedzenia jak na szpilkach, zerkania w każdej wolnej chwili na kamery i aktualizowania prognoz. Produktywność oraz skupienie na pracy spadają wtedy zazwyczaj do granic akceptowalnych przez pracodawcę. Nic nie szkodzi, jest zajawa, bo przecież już niedługo sobie popływam.

Deprecha

Właśnie w tym miejscu często zdarza się nagły zwrot akcji, którego niechybnym następstwem jest wystąpienie skrajnych objawów, przypominających chorobę dwubiegunową. Nagle okazuje się, że prognoza się zmieniła a fale siadają w najmniej oczekiwanym momencie. Jechać, nie jechać? Po co mi była ta cała logistyka? Szlag trafił misterny plan i tym samym mój błogostan! Na usta cisną się najgorsze przekleństwa a Bałtyk natychmiast zostaje "przechrzczony" na Kałtytk!
Cierpliwość jest wielką cnotą. Wiadomo o tym od dawna, ale ja chyba nie jestem wystarczająco cnotliwy, żeby w takiej sytuacji zachować spokój. Wykonuję jeszcze kilka kontrolnych telefonów do kolegów surferów z bardziej elastycznym planem dnia i większym doświadczeniem. Nie zawsze się dodzwaniam, bo pewnie od dawna już siedzą w wodzie. Dobra, może jednak się uda, więc jadę!

SUPsurfer on Baltic Sea
foto: @BOARDborn.pl

Rzeczywistość

Po drodze samochodem na spot adrenalina skacze mi bardziej niż Garrettowi McNamara na szczycie fali w Nazare, bo oczywiście znowu są korki na trasie. Wreszcie docieram na plażę z wywalonym ozorem. Po drodze mijam parę osób z deskami i zamieniamy w biegu kilka słów. Ufff... okazuje się, że szału w prawdzie nie ma, ale chyba da się trochę popływać. Studzę emocje w zimnej wodzie, walczę z wiatrem i przybojem, co rusz spadając z deski, ale w końcu łapię jakąś falę. Cała reszta to już historia.

Cel został osiągnięty. Jest się z czego cieszyć, bo Półwysep, to nie Hawaje a ja i tak popływałem! Może następnym razem trafię lepiej i zaliczę sesję, która "zrobi" mi cały sezon?

Tomek

Na Bałtyku nie ma fal - czyli polskie morze kocham i nienawidzę.

Polowanie na fale nad Polskim Morzem już pewnie nie jednego doprowadziło do rozstroju nerwowego. Zaś u surferów stale obserwujących prognozy pogody można czasem zaobserwować objawy przypominające chorobę dwubiegunową. Niestety nawet na oceanie dobre warunki nie trafiają się codziennie a wybierając się nad Bałtyk “w ciemno” można się niejednokrotnie zniechęcić. Poniżej proponuję więc kilka sprawdzonych, nie tylko przeze mnie prognoz, które mogą okazać się bardzo pomocne w tropieniu dobrego swellu zarówno w Polsce jak i za granicą. 


Nie jest wykluczone, że istnieją inne serwisy, oferujące lepsze albo gorsze prognozy. Jeśli znasz jeszcze jakieś godne upowszechnienia, nie wahaj się napisać mi o tym w komentarzu pod tym postem, albo po prostu wyślij mi maila. W doborze serwisów do mojego subiektywnego top 5 (albo raczej top 4), poza sprawdzalnością prognoz, kierowałem się takimi kryteriami jak: czytelność interfejsu, aplikacja mobilna, darmowa wersja i ewentualne dodatkowe opcje.

wave forecast_boardborn.pl
Jest to chyba najbardziej rozpoznawalny serwis, oferujący nie tylko prognozy dla wielu surf spotów na całym świecie, ale również sporo opcji społecznościowych oraz wiele przydatnych info, jak np.: opis charakterystyki dna i prądów, dostępność miejscówki od strony lądu, pobliskie bary i wypożyczalnie etc.

PLUSY:
dostęp do prognoz dla bardzo wielu znanych surf spotów z całego świata
przejrzysty interfejs (łatwo się we wszystkim połapać zarówno w wersji desktopowej, jak i mobilnej)
rozbudowana aplikacja mobilna z dużym zakresem darmowych opcji
sporo przydatnych informacji a nawet zdjęć z danej lokalizacji
atrakcyjna sekcja z newsami ze świata surfingu
bardzo przydatna podczas zagranicznych surf tripów
dla chętnych istnieje możliwość dokupienia wersji pro za rozsądna cenę
baza miejscówek jest co jakiś czas aktualizowana i wciąż pojawiają się nowe

MINUSY:
brak niektórych miejscówek, szczególnie na Bałtyku
sprawdzalność prognoz czasami pozostawia wiele do życzenia, szczególnie na Bałtyku

wave forecast_boardborn.pl
Prognoza Duńskiego Instytutu Meteorologicznego jest prawdopodobnie najdokładniejszym, ale niestety niezbyt przyjaznym przeciętnemu użytkownikowi źródłem danych na temat falowania. Trzeba poświęcić nieco czasu, żeby ją dobrze rozgryźć, ale zapewniam, że warto.

PLUSY:
profesjonalny serwis
wysoka sprawdzalność prognoz
możliwość śledzenia warunków krok po kroku na mapie
bardzo dużo danych 

MINUSY:
ograniczony zasięg
model nie przewiduje raportów dla konkretnych miejscówek, tylko dla danego regionu
średnio czytelny interfejs
aplikacja mobilna nie prezentuje danych o falach

wave forecast_boardborn.pl
Być może nie każdy zdaje sobie sprawę z faktu, że stary dobry ICM ma też przyzwoitą sekcję do “przepowiadania” fal na Bałtyku. Podobnie jak DMI nie jest to serwis przeznaczony typowo dla surferów, ale warto go dodać do ulubionych witryn w przeglądarce.

PLUSY:
profesjonalny serwis
możliwość śledzenia warunków krok po kroku na mapie
to nie to co DMI, ale sprawdzalność prognoz zazwyczaj jest zadowalająca
rozbudowana aplikacja mobilna, ale nienależąca do ICM

MINUSY:
nie obejmuje całego globu i jest mało precyzyjny geograficznie
model nie przewiduje raportów dla konkretnych miejscówek, tylko dla całego Bałtyku

surf forecast_boarborn.pl
Jest to startup tworzony przez pasjonatów. Jego główną zaletę stanowi duża atrakcyjność wizualna i potężny zasięg. Poza tym projekt jest wciąż w fazie rozwojowej, więc osobiście daję mu spory kredyt zaufania, licząc na lepsze wyniki w przyszłości.
PLUSY:
serwis tworzony przez pasjonatów i dedykowany m.in. surferom, windsurferom etc.

bardzo atrakcyjny wizualnie i czytelny interfejs

możliwość śledzenia warunków krok po kroku na mapie

dostęp do prognoz niemal dla dowolnego miejsca na świecie (nie tylko surf spoty, więc może się też przydać np. w górach)

bardzo dużo przydatnych danych 

MINUSY:
aplikacja mobilna jest na razie dość niedopracowana, ale pewnie to tylko kwestia czasu i funduszy
    • sprawdzalność prognoz mogłaby być lepsza
    • w niektórych lokalizacjach czasami brakuje niektórych danych

surf forecast_boardborn.pl
Ta bardzo popularna wśród entuzjazdów wiatrowych dyscyplin czeska prognoza, mnie osobiście nieszczególnie przypadła do gustu. Pewnie się tu znowu narażę znajomym kajciarzom i widsurferom, ale to tylko moja subiektywna ocena. Być może jestem meteorologicznym głąbem ;)

PLUSY:
serwis dedykowany surferom, windsurferom etc.
dość czytelna prezentacja niezbędnych danych
wysoka sprawdzalność prognoz 
wielki zasięg i dużo przydatnych informacji

MINUSY:
aplikacja mobilna aktualnie jest dostępna tylko na Androida oraz Windowsa 
jak sama nazwa wskazuje Windguru jest raczej przeznaczony głównie dla osób uprawiających dyscypliny wiatrowe (choć wielu surferów też ją sobie chwali - kwestia gustu i doświadczenia)
w niektórych lokalizacjach brakuje danych dotyczących konkretnie falowania, co mnie osobiście utrudnia interpretację 

Jak się często okazuje zabawa w surf-synoptyka jest bardziej skomplikowana, niż by się mogło wydawać. Prognozy czasem bywają ze sobą sprzeczne a meteogramy trudne do interpretacji. W takich sytuacjach warto zdać się na bardziej doświadczonych kolegów surferów. Ja w takich sytuacjach zazwyczaj wykonuję telefon lub dwa do znajomych “surfbamsów” albo zerkam, czy aby któryś z surfingowych profili na Fejsie nie puścił farby ;)

Prognoza prognozą a przyroda i tak robi swoje, więc oprócz serwisów pogodowych warto przed wyjściem na deskę kontrolnie odwiedzić w sieci również lokalne web kamery. O tym właśnie będzie mój kolejny wpis na tym blogu. Tymczasem życzę powodzenia i być może do zobaczenia na jakimś spocie niebawem :)

Tomek

5 prognoz niezbędnych dla poszukiwaczy fal



Podczas finałów konkurencji Big Air, tegorocznych X-Games w Aspen padł kolejny rekord w ilości obrotów z fikołkami podczas zawodów na snowboardzie. Ustanowił go Max Parrot wykonując quad underflip, czyli ponad cztery obroty wokół osi pionowej, połączone z czterema obrotami wokół osi poziomej. Nie tylko wygląda, ale nawet brzmi gorzej niż karkołomnie, prawda? No i super, tylko czy o to właśnie powinno chodzić w tej dyscyplinie?

kliknij tutaj, by zobaczyć video

Tajny Superpipe w Kolorado

Kiedy w 2009 roku  Shaun White, przy wsparciu swoich sponsorów wybudował ogromny pajp w sekretnej i dostępnej wyłącznie do własnych celów treningowych lokalizacji, bo nie chciał, żeby ktoś dowiedział się jakie tricki planuje pokazać na kolejnych X-Games, pomyślałem, że snowboarding nie jest już tym czym był. Przynajmniej nie dla mnie.


kliknij tutaj, by zobaczyć video

Wielu uznanych snowboardowych profesjonalistów odniosło się wtedy zarówno do tego projektu, jak i samego głównego zainteresowanego bardzo krytycznie.  Wprawdzie dzięki temu przedsięwzięciu Shaun “wynalazł” zupełnie nowy trick, ale niesmak jednak pozostał. Choć zabrzmi to górnolotnie, chyba wtedy przekroczona została granica, zza której być może nie ma już powrotu.


Snowboard na Olimpiadzie

Zacząłem swoją przygodę ze śnieżną deską jeszcze zanim snowboard trafił na Olimpiadę a pierwsi mistrzowie olimpijscy w half pipe: Nicola Thost i Gian Simmen, byli mniej więcej w tym samym stopniu rozpoznawalni, co dziś zapomniani.
Nie zrozumcie mnie źle, szczerze podziwiam takich zawodników jak wspomniany wcześniej  Max Parrot, Yuki Kadono, czy Marc McMorris. Nikt nie powinien im zabraniać co sezon dokładać po pół obrotu albo więcej do swojej kolekcji i zarabiać w ten sposób na życie, skoro potrafią. Obawiam się jednak, że w oczach publiczności (zarówno tej wyłącznie kibicującej, jak i tej, która sama też jeździ) takie kaskaderskie popisy mogą być często postrzegane jako kwintesencja snowboardingu. Moim zdaniem te “kręcioły” są przede wszystkim najbardziej spektakularnym, ale nie głównym aspektem dyscypliny. Humorystycznie i z dystansem, ale całkiem trafnie opisuje to znakomity dokument sprzed mniej więcej dekady, pod tytułem “91 Words for Snow”, którego fragment wklejam poniżej.


kliknij tutaj, by zobaczyć video


Styl czy technika?

Co odróżnia wybitne postaci w swojej dziedzinie od sprawnych rzemieślników? Oczywiście kreatywność i charyzma. Emanacją tych cech we freestyle’owych dyscyplinach, takich jak np. snowboarding, deskorolka, czy surfing, jest właśnie styl. Pojęcie nie tylko trudne do zdefiniowania, ale i bardzo dyskusyjne. Jedni kreują własny styl a inni, mniej lub bardziej świadomie naśladują czyjś. Mnie podoba się taki styl a Tobie może podobać się inny.  

Niemniej jednak mówi się, że jeśli w czyimś wykonaniu trudny trick wygląda na dziecinnie prosty, to ten ktoś ma niezły styl. Ja bym poszedł jeszcze dalej. Jeśli ktoś potrafi zrobić choćby najłatwiejszy manewr tak, żeby wyglądał super, to prawdopodobnie znaczy, że jest mistrzem stylu. Czy w takim razie, po przekroczeniu pewnej skali trudności technicznej można jeszcze mówić o stylu? Być może w tym właśnie miejscu widać jedną z zasadniczych różnic pomiędzy akrobatyką a freestyle’m.





Snowboarding is all about fun!

Współcześnie słyszę o konieczności ciągłej progresji w snowboardzie i fajnie, ale gdzieś w tym wszystkim zaczyna chyba umykać czysta radocha. Mówię o pierwotnej zajawce, polegającej na czerpaniu przyjemności z bycia na śniegu, nawiązywania przyjaźni z ciekawymi ludźmi, przekraczaniu własnych barier i słabości. Podkreślam, przede wszystkim własnych a nie czyichś. W końcu to jest sport indywidualny. Bardzo specyficzny, bo zazwyczaj uprawiany wraz z grupą przyjaciół, w której może się też znaleźć miejsce na rywalizację, ale ma ona drugorzędne znaczenie.

kliknij tutaj, by zobaczyć video

W snowboardingu (podobnie zresztą jak w deskorolce) przede wszystkim chodzi o radość, choćby z najmniejszego tricku na skrawku topniejącego śniegu, albo zwykłego zjazdu z górki. Chodzi o dzielenie się tą radością z innymi. Stąd pewnie jest tak wielu mniej znanych i niezbyt utytułowanych postaci (jak np. moi ulubieni Yawgoons), które skupiają się na tym co w snowboardingu cieszy ich najbardziej, dokumentowaniu tego i inspirowaniu innych do kontynuowania takiej zabawy. Nie zobaczycie takich ludzi ani na Olimpiadzie, ani w telewizyjnej relacji z Dew Tour, bo pewnie machają teraz radośnie łopatą na swojej ulubionej miejscówce, albo gramolą się pod górę w głębokim śniegu z uśmiechem od ucha do ucha.

Tomek

Quo vadis snowboarding? Czy to nadal jest freestyle?