surf - snow - skate - wake


Wstaję rano i z Internetów dowiaduję się, że podobno wieje, faluje i od jutra a już najdalej po jutrze będzie warun! Zaczyna się nerwowe sprawdzanie kilku różnych aplikacji do przepowiadania fal na Bałtyku. Prognoza faktycznie jest obiecująca! Koledzy na Fejsie też mówią, że będzie pływanie. Brzmi znajomo? No to czytaj dalej.

Fale zdatne do surfingu nad naszym morzem są dość unikalnym zjawiskiem, no może poza środkiem zimy, ale to jest okres dobry głównie dla twardzieli i morsów. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że na Bałtyku w ogóle nie ma dobrych fal, ale ubywa ich sukcesywnie z roku na rok. Tak więc jak już trafi się obiecująca prognoza w przedziale, powiedzmy od kwietnia do października, moi bliscy mogą zaobserwować u mnie objawy przypominające zaburzenia psychiczne. Tętno przyspiesza z emocji, oczy nabiegają krwią od śledzenia prognoz i webkamer, a mózg puchnie i paruje od nadmiernego analizowania parametrów fal, prądów morskich oraz porywów wiatru.

Polish SUPsurfer looking for waves
foto: @izasz
Euforia

Kiedy uda się już mniej więcej ustalić gdzie i kiedy będzie można popływać, zaczyna się drugi etap, czyli dopasowywanie rytmu swojego życia rodzinnego i zawodowego do prognozy. Pół biedy, jak warun trafia się w weekend, ale co zrobić, jeśli wypada akurat w środku dnia pracy? Zaczyna się nerwowe rozważanie na temat możliwości urwania się wcześniej albo ilości dostępnych dni wolnych. Nawet jak wszystko uda się jakoś poukładać, to i tak jeszcze nie koniec zmagań. Powiedzmy, że wystarczy wyjść z pracy godzinkę wcześniej, ale trzeba przecież jeszcze zapakować graty do auta poprzedniego dnia wieczorem, pojechać do roboty z deską na dachu, nie zważając na żarty kolegów i dziwne spojrzenia przechodniów na ulicy. No bo przecież w Trójmieście nie widać jeszcze nawet małej falki a poza tym jest zimno i kto by tam szedł na plażę? Potem trzeba jeszcze przetrwać cały dzień siedzenia jak na szpilkach, zerkania w każdej wolnej chwili na kamery i aktualizowania prognoz. Produktywność oraz skupienie na pracy spadają wtedy zazwyczaj do granic akceptowalnych przez pracodawcę. Nic nie szkodzi, jest zajawa, bo przecież już niedługo sobie popływam.

Deprecha

Właśnie w tym miejscu często zdarza się nagły zwrot akcji, którego niechybnym następstwem jest wystąpienie skrajnych objawów, przypominających chorobę dwubiegunową. Nagle okazuje się, że prognoza się zmieniła a fale siadają w najmniej oczekiwanym momencie. Jechać, nie jechać? Po co mi była ta cała logistyka? Szlag trafił misterny plan i tym samym mój błogostan! Na usta cisną się najgorsze przekleństwa a Bałtyk natychmiast zostaje "przechrzczony" na Kałtytk!
Cierpliwość jest wielką cnotą. Wiadomo o tym od dawna, ale ja chyba nie jestem wystarczająco cnotliwy, żeby w takiej sytuacji zachować spokój. Wykonuję jeszcze kilka kontrolnych telefonów do kolegów surferów z bardziej elastycznym planem dnia i większym doświadczeniem. Nie zawsze się dodzwaniam, bo pewnie od dawna już siedzą w wodzie. Dobra, może jednak się uda, więc jadę!

SUPsurfer on Baltic Sea
foto: @BOARDborn.pl

Rzeczywistość

Po drodze samochodem na spot adrenalina skacze mi bardziej niż Garrettowi McNamara na szczycie fali w Nazare, bo oczywiście znowu są korki na trasie. Wreszcie docieram na plażę z wywalonym ozorem. Po drodze mijam parę osób z deskami i zamieniamy w biegu kilka słów. Ufff... okazuje się, że szału w prawdzie nie ma, ale chyba da się trochę popływać. Studzę emocje w zimnej wodzie, walczę z wiatrem i przybojem, co rusz spadając z deski, ale w końcu łapię jakąś falę. Cała reszta to już historia.

Cel został osiągnięty. Jest się z czego cieszyć, bo Półwysep, to nie Hawaje a ja i tak popływałem! Może następnym razem trafię lepiej i zaliczę sesję, która "zrobi" mi cały sezon?

Tomek

Na Bałtyku nie ma fal - czyli polskie morze kocham i nienawidzę.

Polowanie na fale nad Polskim Morzem już pewnie nie jednego doprowadziło do rozstroju nerwowego. Zaś u surferów stale obserwujących prognozy pogody można czasem zaobserwować objawy przypominające chorobę dwubiegunową. Niestety nawet na oceanie dobre warunki nie trafiają się codziennie a wybierając się nad Bałtyk “w ciemno” można się niejednokrotnie zniechęcić. Poniżej proponuję więc kilka sprawdzonych, nie tylko przeze mnie prognoz, które mogą okazać się bardzo pomocne w tropieniu dobrego swellu zarówno w Polsce jak i za granicą. 


Nie jest wykluczone, że istnieją inne serwisy, oferujące lepsze albo gorsze prognozy. Jeśli znasz jeszcze jakieś godne upowszechnienia, nie wahaj się napisać mi o tym w komentarzu pod tym postem, albo po prostu wyślij mi maila. W doborze serwisów do mojego subiektywnego top 5 (albo raczej top 4), poza sprawdzalnością prognoz, kierowałem się takimi kryteriami jak: czytelność interfejsu, aplikacja mobilna, darmowa wersja i ewentualne dodatkowe opcje.

wave forecast_boardborn.pl
Jest to chyba najbardziej rozpoznawalny serwis, oferujący nie tylko prognozy dla wielu surf spotów na całym świecie, ale również sporo opcji społecznościowych oraz wiele przydatnych info, jak np.: opis charakterystyki dna i prądów, dostępność miejscówki od strony lądu, pobliskie bary i wypożyczalnie etc.

PLUSY:
dostęp do prognoz dla bardzo wielu znanych surf spotów z całego świata
przejrzysty interfejs (łatwo się we wszystkim połapać zarówno w wersji desktopowej, jak i mobilnej)
rozbudowana aplikacja mobilna z dużym zakresem darmowych opcji
sporo przydatnych informacji a nawet zdjęć z danej lokalizacji
atrakcyjna sekcja z newsami ze świata surfingu
bardzo przydatna podczas zagranicznych surf tripów
dla chętnych istnieje możliwość dokupienia wersji pro za rozsądna cenę
baza miejscówek jest co jakiś czas aktualizowana i wciąż pojawiają się nowe

MINUSY:
brak niektórych miejscówek, szczególnie na Bałtyku
sprawdzalność prognoz czasami pozostawia wiele do życzenia, szczególnie na Bałtyku

wave forecast_boardborn.pl
Prognoza Duńskiego Instytutu Meteorologicznego jest prawdopodobnie najdokładniejszym, ale niestety niezbyt przyjaznym przeciętnemu użytkownikowi źródłem danych na temat falowania. Trzeba poświęcić nieco czasu, żeby ją dobrze rozgryźć, ale zapewniam, że warto.

PLUSY:
profesjonalny serwis
wysoka sprawdzalność prognoz
możliwość śledzenia warunków krok po kroku na mapie
bardzo dużo danych 

MINUSY:
ograniczony zasięg
model nie przewiduje raportów dla konkretnych miejscówek, tylko dla danego regionu
średnio czytelny interfejs
aplikacja mobilna nie prezentuje danych o falach

wave forecast_boardborn.pl
Być może nie każdy zdaje sobie sprawę z faktu, że stary dobry ICM ma też przyzwoitą sekcję do “przepowiadania” fal na Bałtyku. Podobnie jak DMI nie jest to serwis przeznaczony typowo dla surferów, ale warto go dodać do ulubionych witryn w przeglądarce.

PLUSY:
profesjonalny serwis
możliwość śledzenia warunków krok po kroku na mapie
to nie to co DMI, ale sprawdzalność prognoz zazwyczaj jest zadowalająca
rozbudowana aplikacja mobilna, ale nienależąca do ICM

MINUSY:
nie obejmuje całego globu i jest mało precyzyjny geograficznie
model nie przewiduje raportów dla konkretnych miejscówek, tylko dla całego Bałtyku

surf forecast_boarborn.pl
Jest to startup tworzony przez pasjonatów. Jego główną zaletę stanowi duża atrakcyjność wizualna i potężny zasięg. Poza tym projekt jest wciąż w fazie rozwojowej, więc osobiście daję mu spory kredyt zaufania, licząc na lepsze wyniki w przyszłości.
PLUSY:
serwis tworzony przez pasjonatów i dedykowany m.in. surferom, windsurferom etc.

bardzo atrakcyjny wizualnie i czytelny interfejs

możliwość śledzenia warunków krok po kroku na mapie

dostęp do prognoz niemal dla dowolnego miejsca na świecie (nie tylko surf spoty, więc może się też przydać np. w górach)

bardzo dużo przydatnych danych 

MINUSY:
aplikacja mobilna jest na razie dość niedopracowana, ale pewnie to tylko kwestia czasu i funduszy
    • sprawdzalność prognoz mogłaby być lepsza
    • w niektórych lokalizacjach czasami brakuje niektórych danych

surf forecast_boardborn.pl
Ta bardzo popularna wśród entuzjazdów wiatrowych dyscyplin czeska prognoza, mnie osobiście nieszczególnie przypadła do gustu. Pewnie się tu znowu narażę znajomym kajciarzom i widsurferom, ale to tylko moja subiektywna ocena. Być może jestem meteorologicznym głąbem ;)

PLUSY:
serwis dedykowany surferom, windsurferom etc.
dość czytelna prezentacja niezbędnych danych
wysoka sprawdzalność prognoz 
wielki zasięg i dużo przydatnych informacji

MINUSY:
aplikacja mobilna aktualnie jest dostępna tylko na Androida oraz Windowsa 
jak sama nazwa wskazuje Windguru jest raczej przeznaczony głównie dla osób uprawiających dyscypliny wiatrowe (choć wielu surferów też ją sobie chwali - kwestia gustu i doświadczenia)
w niektórych lokalizacjach brakuje danych dotyczących konkretnie falowania, co mnie osobiście utrudnia interpretację 

Jak się często okazuje zabawa w surf-synoptyka jest bardziej skomplikowana, niż by się mogło wydawać. Prognozy czasem bywają ze sobą sprzeczne a meteogramy trudne do interpretacji. W takich sytuacjach warto zdać się na bardziej doświadczonych kolegów surferów. Ja w takich sytuacjach zazwyczaj wykonuję telefon lub dwa do znajomych “surfbamsów” albo zerkam, czy aby któryś z surfingowych profili na Fejsie nie puścił farby ;)

Prognoza prognozą a przyroda i tak robi swoje, więc oprócz serwisów pogodowych warto przed wyjściem na deskę kontrolnie odwiedzić w sieci również lokalne web kamery. O tym właśnie będzie mój kolejny wpis na tym blogu. Tymczasem życzę powodzenia i być może do zobaczenia na jakimś spocie niebawem :)

Tomek

5 prognoz niezbędnych dla poszukiwaczy fal

Od czasu swojego pierwszego wyjazdu na surfing wiedziałem, że pływanie na desce będzie tylko jednym z kilku istotnych aspektów surftripa. Staram się nie traktować takich wakacji, jak obozu treningowego. W innym wypadku łatwo jest zapomnieć co sprawia, że w ogóle mam ochotę ruszyć się z kanapy.

El Golfo_Lanzarote_boardborn
El Golfo

Na swojej ukochanej Lanzarote byłem już czterokrotnie, ostatni raz trzy lata temu. Od tej pory, z resztą wcześniej też, romansowałem z kilkoma innymi destynacjami, oferującymi fale do surfingu i wakacyjne przygody. Więcej grzechów nie pamiętam a w ramach "pokuty", w tym roku znowu poczułem magiczną siłę przyciągania tej niezwykłej wyspy. Z resztą nie tylko ja, bo pomysł wyszedł pierwotnie od mojej Ani.

Famara_Lanzarote_Boardborn
Widok z Caleta de Famara
Famara_Lanzarote_Boardborn
Playa Famara

Z jednej strony była tęsknota za marsjańskim krajobrazem parku wulkanicznego Timanfaya, winem Malvasia, wyhodowanym wśród pól popiołów i zastygniętej lawy, delektowaniem się wyśmienitymi w swej prostocie papas arrugadas oraz gambas al ajilloa także bardzo przyjaznymi falami na Playa Famara. Z drugiej zaś strony pojawiła się obawa, czy za kolejnym razem to wszystko nie straci swojego uroku i czy będzie nadal cieszyć jak kiedyś?

La Geria_Lanzarote_Boarborn
La geria
Los Ajaches
Wierność podobno jest łatwa, dopóki nie masz porównania. No i w tym właśnie tkwi sedno problemu, bo nie da się ukryć, że we wrześniu zdarzają się w Europie lepsze fale niż na Lanzarote. Prawdą jest też, że tym razem trafiliśmy na dość kiepski kierunek wiatru, który utrzymywał się prawie przez cały nasz pobyt. Silny onshore skutecznie zniechęcał zarówno do surfowania, jak i plażowania na zazwyczaj "surfers firendly" Playa Famara. W zasadzie jedynym spotem, który dobrze falował od czasu do czasu była La Santa, zniechęcająca swoim lokalizmem i sporą ilością skał. 
Na szczęście udało się nam, trochę przypadkiem, wypatrzeć przyzwoity warun w miejscowości Arrieta, której zupełnie nie podejrzewałbym o coś takiego. Czyli w sumie szału nie było, ale jak się rzekło na wstępie, przecież na surfingu świat się nie kończy.

Arrieta_wave_Lanzarote_Boardborn

lanzarote_arrieta_boardborn
Arrieta

Z wcześniejszego doświadczenia wiedzieliśmy, że Lanzarote ma do zaoferowania znacznie więcej niż tylko plażowanie i sporty wodne. Wybraliśmy się więc między innymi na trekking po okolicznych wulkanach, z przewodnikiem z Balckstone Treks, połączony ze zwiedzaniem winnic i degustacją lokalnych win. Odwiedziliśmy również wydrążone w lawie lub wzniesione z wulkanicznych materiałów budowle i rzeźby genialnego artysty Cesara Manrique. Codziennie smakowaliśmy  prostej, ale pełnej barw i aromatów kanaryjskiej kuchni a także liznęliśmy nieco lokalnego folkloru oraz miejscowej kultury podczas  kilku fiest, parad i koncertów.

Timanfaya_Lanzarote_boardborn

lanzarote_carverboard_boardbrn
Parque Nacional de Timanfaya

Jak przekonywali lokalesi z surfshopu Famarapower, czasem lepiej odpuścić walkę z kiepskimi falami i poczuć radochę, z jazdy na deskorolce, w otoczeniu mistycznych krajobrazów parku wulkanicznego Timanfaya a potem obserwować zachód słońca w El Golfo, przy szklaneczce aromatycznej wielowarstwowej kawy Leche y Leche. Zdecydowanie stara miłość nie rdzewieje, nawet jeśli czasem sprawia zawód.

Tomek

P.S. Wkrótce na naszym kanale YouTube znajdzie się mała video-relacja z wyjazdu na Lanzarote.

Lanzarote 2016 - stara miłość nie rdzewieje, nawet jeśli zawodzi.

"Ocean Bałtycki ostatnio jest łaskawy". Takie i podobne stwierdzenia pojawiały się w polskich mediach społecznościowych ostatnio dość często. Mieszkam całe życie nad polskim morzem, a ono wciąż nie przestaje mnie zaskakiwać. Surfing na Bałtyku - czy to w ogóle możliwe?
SUPsurfing_Bałtyk_BOARDborn


Na Bałtyku nie ma fal...
Kiedy pokazuję znajomym zdjęcia z pływania na falach w Polsce, to zazwyczaj pytają, czy sobie z nich robię jaja, albo w najlepszym razie dziwią się, że surfing można uprawiać gdzieś poza Hawajami. W sumie się im nie dziwię, bo nie więcej niż dekadę temu, też nie miałem o tym pojęcia, mimo że wychowałem się nad brzegiem Bałtyku. Chyba wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do widoku kitesurferów i widndsurferów nad polskim morzem. Nawet dość młody w naszym kraju skimboarding przestał być już czymś osobliwym. No ale surfing? Tak bez żagla i latawca? 


Surfing w Polsce? Ewentualnie zimą...
Jeszcze nie tak znowu dawno temu, wydawało mi się, że dobre fale w Polsce można złapać tylko w zimie. Mocno kłóciło się to z moją nieco wyidealizowaną wizją "wyczilowanego" surfingu, więc nawet nie próbowałem. Po prostu szukałem możliwości wyjazdu gdzieś na europejskie wybrzeże Atlantyku. Gdyby nie surfujący koledzy i dość przypadkowe zainteresowanie SUPem, czyli deską z wiosłem - kto wie co bym sobie teraz myślał?


Surfing w lecie? Chyba nie w Polsce?
W Polsce rzeczywiście warunki do pływania na falach nie trafiają się często i bywają dość trudne, a Bałtyk jest bardzo kapryśny. Niemniej jednak, uważnie śledząc prognozy pogody, można trafić na całkiem przyzwoite fale nawet latem. Podczas minionych wakacji sam miałem okazję  doświadczyć niemal oceanicznych okoliczności rodzimej przyrody. Zaś sierpień 2016 roku najprawdopodobniej pozostanie jeszcze na długo w mojej czułej pamięci ;)




Tomek

Czy to Bałtyk się przebudził, czy to ja przejrzałem na oczy?

Peniche, a konkretnie turystyczną wioskę tuż obok, czyli Baleal, wybraliśmy zachęceni bardzo udanym poprzednim portugalskim wyjazdem do Algarve, oraz rekomendacjami naszych znajomych. Lokalizacja około godziny jazdy autostradą z Lizbony, bezpośrednia bliskość oceanu, kilku dobrych surf spotów, nieco senna atmosfera małego miasteczka pełnego wypożyczalni, szkół i sklepów surfingowych oraz wielu klimatycznych knajpek, prowadzonych przez lokalesów - oto tylko niektóre argumenty, które przemawiały za wyborem tej miejscówki. W okolicy znajduje się też sporo ciekawych miejsc wartych odwiedzenia, atrakcyjnych nie tylko z surfingowego punktu widzenia.

Lagide beach in Portugal
foto: boardBORN


1. PLAŻE
Idąc od północy, napotkamy nieco skalistą i podczas przypływu niemal pozbawioną piaszczystej plaży Lagide. Jej przedłużeniem jest, znacznie łatwiej dostępna i głównie piaszczysta Praya Baleal, zlokalizowana po prawej stronie małego skalistego półwyspu, wbijającego się w ocean. Jest to spot bodaj najchętniej odwiedzany przez lokalne szkółki, zazwyczaj oferujący szeroki zakres warunków, odpowiednich dla osób niemal na każdym poziomie zaawansowania. Głównie piaszczyste dno, z paroma niewielkimi skałkami, na które trzeba uważać podczas odpływu, pozwalało cieszyć się falami małej i średniej wielkości. Wyraźnie skalisty fragment mniej więcej na pograniczu z Lagide, przy sprzyjających warunkach potrafił wygenerować większe sety dla nieco bardziej zaawansowanych. Zaletą tego miejsca jest bezpośrednie sąsiedztwo wielu szkółek i wypożyczalni oraz knajp i beach barów, a także sporej wielkości parking. Niestety powyższe zalety są też źródłem jej głównej wady, czyli dosyć sporego tłoku w wodzie. 


Surfer in Baleal
foto: boardBORN


Po lewej stronie półwyspu znajduje się druga cześć „miejskiej plaży” o zupełnie odmiennych warunkach. Fale potrafią być tu znacznie większe i silniejsze a bezpośrednie sąsiedztwo małych skalistych klifów, odrywających się od małego półwyspu, pozwala stosunkowo łatwo wpłynąć na desce od boku, prawie bez konieczności walki z przybojem. Docenią to przede wszystkim SUP surferzy, czyli amatorzy surfowania na desce z wiosłem, do których ja również się zaliczam.


SUP surfing Baleal by boardBORN
foto: boardBORN

Im bliżej w stronę Peniche, długa Cantinho Da Baia, co kilkaset metrów zmienia nazwy i kierunek fali.
Elementem, który wydał nam się charakterystyczny dla Baleal jest fakt, że o każdej porze dnia i niemal nocy można tam spotkać kogoś, kto właśnie idzie popływać, albo wraca z deski. W Baleal surfuje się prawie 24/7.

Panoramic view of Baleal
foto: boardBORN


Na południe od drugiego, znacznie większego półwyspu, na którym znajduje się niegdyś ufortyfikowane Peniche, napotykamy kolejno mocno pachnące mączką rybną z pobliskiej przetwórni Molho Leste i znane z międzynarodowych zawodów Rip Curl Pro, Super Tubos
Obie miejscówki docenią szczególnie zaawansowani surferzy, którzy mogą liczyć na światowej klasy warunki z tubami włącznie- jak sama nazwa wskazuje. Zbyt wielu tub w prawdzie nie widzieliśmy, ale zdarzały się przeszło 3-metrowe i momentami niemal pionowe ściany wody, dość bezlitośnie weryfikujące umiejętności, tych którzy odważyli się stawić im czoło.

2. SURF KULTURA
Nie ulega wątpliwości, że lokalna scena surfingowa działa tu bardzo prężnie. Świadczy o tym spora, jak na dość prowincjonalną lokalizację, baza dobrze wyposażonych wypożyczalni i profesjonalnych szkół surfingowych pod auspicjami znanych marek i lokalnych organizacji, takich jak Peniche Surf Camp czy Alex Surf School. Cena wypożyczenia deski na dzień oscyluje w granicach kilkunastu Euro. Za 20-30 Euro można też wypożyczyć SUPa. Za bodyboarda, piankę a nawet deskorolkę typu longboard lub cruiser wystarczy dać kilka Euro na dzień.


Small wave and a surfboard on legendary Supertubos in Portugal.
foto: boardBORN

Nie brakuje również doskonale zaopatrzonych surf shopów i profesjonalnych serwisów naprawy sprzętu. Na szczególną uwagę zasługuje np.: 58surf, do którego można wejść gołym i bosym a potem wyjść wyposażonym od stóp do głów szczęśliwym bankrutem. Charakteryzujący się lokalnym patriotyzmem HangFive , oferuje wyłącznie portugalskie produkty, deski hand made z pojedynczym finem oraz lokalne piwo i coś na ząb. 

3. GASTRONOMIA
Prowadzone przez lokalesów knajpy i bary w Baleal są w znacznej mierze przedłużeniem surf kultury z poprzedniego akapitu.
Na szczególną uwagę naszym zdaniem zasługuje przystępne cenowo Superlagide, będące jednocześnie kafeterią i sklepem spożywczym. Za stosunkowo niewielkie pieniądze można tam zrobić zakupy spożywcze na cały dzień, z rana zjeść pyszną kanapkę, lub dobre ciacho (szczególnie polecamy pastel de nata) z aromatyczną kawą za około 1 euro (czyli taniej niż w Polsce), a popołudniu wpaść na pizzę i piwko w sympatycznej atmosferze. Jest to jeden z najchętniej odwiedzanych przed i po surfingu lokali w wiosce. 
Naszym numerem jeden na obiad lub romantyczną kolację została rodzinna restauracja tuż przy plaży, o wdzięcznej nazwie Prainha, serwująca doskonałą zupę rybną, wyśmienite lokalne dania z ryb i owoców morza. Ceny w przeliczeniu na złotówki nie należą do najniższych, ale warto odwiedzić to miejsce dla jej atmosfery, pysznej kuchni i panoramy za oknem. W karcie znajdują się też bardziej wykwintne potrawy oraz liczne lokalne i importowane wina. 
Osoby z zasobniejszym portfelem chętnie odwiedzą nieco bardziej ekskluzywny, ale nadal „surfers friendly” Surfers Lodge. Ceny będę prawie dwa razy wyższe niż wszędzie indziej, ale warto tam zajrzeć, żeby posłuchać muzyki granej na żywo i wypić lampkę lokalnego wina (serwują wyłącznie zacne portugalskie trunki). 
Dla tych którzy ani na chwilę nie chcą tracić z oczu fal i szalejących na nich surferów, mogą odwiedzić niewielką Pizzaria O Outro w centrum zabytkowego Peniche, gdzie poza zjedzeniem dobrej pizzy, można na dużym telewizorze obejrzeć zawody z cyklu WSL.

4. ZABYTKI
Nie samym surfingiem żyje człowiek, więc część naszego czasu postanowiliśmy przeznaczyć również na zwiedzanie. Nie byłoby to raczej możliwe bez wypożyczonego samochodu, ale o tym przy innej okazji.
Kto przyglądał się kiedyś fladze Portugalii, prawdopodobnie zauważył, że widnieje na niej 7 symbolicznych zamków. Jednym z nich jest Obidos, leżący niecałe pół godziny drogi samochodem na wschód od Peniche. Zabytkowe średniowieczne miasteczko i twierdzę warto odwiedzić szczególnie ze względu na labirynt bajecznych, wąskich, brukowanych uliczek, ukrytych ogrodów i pięknych widoków z murów obronnych. Warto wstąpić na miejscowy specjał - niskoprocentową wiśniówkę, podawaną w czekoladowych kieliszkach, które po wypiciu można schrupać ze smakiem.

Garden in medieval Obidos in Portugal.
foto: boardBORN

W okolicy znajduje się wiele klasztorów z ciekawą historią, ale na szczególną uwagę naszym zdaniem zasługuje ufundowany w w 12 wieku monumentalny monastyr Cystersów w Alcobaca. O zawrót głowy przyprawia sklepienie IGREJA da SANTA MARIA da VICTORIA i nieprawdopodobnym kunszt wykonania architektonicznych detali. Plejada kamiennych figur władców i opatów, przywodzi na myśl sceny z Władcy Pierścieni. Obiekt jest absolutnie wart ceny biletu wstępu. Po zwiedzaniu warto chwilę odetchnąć w jednej z restauracji po przeciwnej stronie placu przy filiżance kawy, żeby podziwiać bryłę świątyni z perspektywy.


Castle in Obidos Portugal
foto: boardBORN
Nieco ponad godzinę drogi na północ od Peniche leży Fatima, będąca największym Sanktuarium Maryjnym w Europie, powstałym w miejscu objawień Matki Boskiej w 1917. Obok placu i mieszczącego jeden z najważniejszych dla nas Katolików ośrodków kultu, znajduje się Kaplica Objawień, pomnik Św. Jana Pawła II i smukła bazylika Matki Boskiej Różańcowej, która niestety podczas naszego pobytu była akurat w remoncie. 

5. ATRAKCJE
Około 10 km od Fatimy w okolicach wioski Bairro, na terenie dawnego kamieniołomu można zobaczyć odciśnięte w skale, bardzo dobrze zachowane ślady dinozaurów. Jest to pamiątka spaceru stadka potężnych roślinożernych zauropodów sprzed 175 milionów lat. My niestety wybraliśmy się tam podczas deszczowej pogody, co znacznie obniżyło widoczność śladów, ale „Monumento Natural das Pegadas dos Dinossáurios da Serra de Aire” i tak zrobił na nas potężne wrażenie. Warto więc zainwestować kilka Euro od osoby oraz  poświęcić kilkadziesiąt minut na zwiedzanie zgodnie ze wskazaniami wyznaczonego szlaku. My byliśmy tak zaaferowani, że zwiedzaliśmy od tyłu do przodu ;)

Girl on Nazare beach in Portugal.
foto: boardBORN

Miejscem absolutnie koniecznym do odwiedzenia dla wszystkich, którzy choć trochę interesują się surfingiem, jest kurort Nazare, zlokalizowany 64 km na północ od Peniche. Jesienią 2011 roku, Hawajczyk Garett McNamara ustanowił tam, a następnie w styczniu 2013 pobił własny rekord świata w surfingu po najwyższej fali, przekraczającej znacznie 20 metrów. Jedna z największych (obok Mavericks, Jaws i Teahupoo), nadających się do surfingu fal na świecie, co roku przyciąga rzesze widzów, spragnionych wrażeń oraz niewielką grupkę najznakomitszych big wave surferów na świecie. W latarni morskiej na skraju potężnego klifu, na który wjeżdża się górską kolejką, jak na Gubałówkę, znajduje się oryginalne muzeum, częściowo poświęcone fenomenowi wielkiej fali i jej bohaterom. Na szycie klifu i w labiryncie ciasnych uliczek Nazare kryje  się jeszcze wiele ciekawych atrakcji, wraz z barwną historią miasta.


Nazare beach view from abowe.
foto: boardBORN

dąc tak blisko Lizbony, nie można jej nie odwiedzić, ale nie będę się tu rozpisywał na temat atrakcji turystycznych i architektonicznych stolicy Portugalii. Zamiast tego polecę Wam miejsce, które domyka klamrą naszą wycieczkę w poszukiwaniu fal i innych darów Atlantyku. Jest nim Oceanário de Lisboa. Za kilkanaście Euro od osoby można podziwiać, jak na wyciagnięcie ręki, najróżniejsze gatunki ryb, ssaków i roślinności oceanicznej z całego globu. Ekspozycja podzielona jest na 4 obszary poświęcone Atlantykowi, Pacyfikowi, oceanom Indyjskiemu i Arktycznemu oraz dodatkowe habitaty z ptakami i zwierzętami, zamieszkującymi na styku wody i lądu. Niezwykłą atmosferę tego miejsca buduje przygaszone światło, a także dźwięki z playbacku a nawet rozpylone zapachy typowe dla danego ekosystemu. W określone dni można obserwować obsługę podczas karmienia rekinów, pingwinów i innych morskich stworzeń.

Oceanarium in Lisbon
foto: boardBORN

W jednym, nawet nieco przydługim poście nie sposób umieścić wszystkich wrażeń ani przekazać wielu ciekawych szczegółów. Będzie nam miło jeśli powyższy wpis zachęci kogoś do wyjazdu w tamte strony i podzielenia się swoimi wrażeniami. 
Adeus! :)

Ania i Tomek

Surftrip Baleal i 5 rzeczy, dla których warto odwiedzić Peniche

Wydaje mi się, że wszyscy blogerzy, którzy mają do powiedzenia coś ciekawego i wartościowego opowiadają o tym, co ich w życiu pasjonuje i jest dla nich ważne. Odkąd pamiętam całe moje życie kręci się wokół jakichś desek. Deskorolka, snowboard, wakeboard, surfing i kilka innych pokrewnych dyscyplin towarzyszy mi od lat. Zacznijmy jednak od początku…

Pierwsza była deskorolka

Gdy jeszcze głęboka komuna trwała w najlepsze a wszelkie nowinki przebijały się do Polski z wielkim trudem, tata mojego dobrego kumpla z podstawówki przywiózł mu z Australii profesjonalną deskorolkę Variflex. Z ciekawości pożyczyłem ją na cały wieczór, po którym już wiedziałem, że też taką chcę! Czekałem wiele długich miesięcy żeby skompletować wtedy bardzo trudno dostępny i kosmicznie drogi sprzęt, ale dzięki wsparciu moich Rodziców w końcu się udało! Deskorolka była moją największą miłością przez całą szkołę a potem studia i mimo kilkuletniej przerwy oraz związanego z tym spadku umiejętności, nie przeszło mi to do dziś.

instagram.com/boardborn.pl

Potem był snowboard

Pierwszy snowboard dostałem w liceum. Wkrótce to właśnie snowboarding stał się moją główną zajawką, nawet większą niż deskorolka. Całe studia i pierwsze lata pracy zawodowej były podporządkowane wyjazdom w takie miejsca Europy, w których o każdej porze roku leży śnieg. Ponieważ mieszkam dość daleko od gór, podróżowałem wielokrotnie w ciągu roku w poszukiwaniu śniegu, nawet w lecie. Znajomi stukali się w głowę, bo gdy oni planowali wakacje na plaży, ja nie mogłem doczekać się wyjazdu na lodowiec.

instagram.com/boardborn.pl

Nieco później pojawił się wakeboard

Ponieważ od urodzenia mieszkam nad morzem, nie było możliwości, żebym w końcu nie zainteresował się pływającymi deskami. Mam wrodzony respekt do wody i nie jestem zbyt dobrym pływakiem, więc zaczęło się dopiero na dobre w dojrzałym wieku. Zanim jeszcze powstała moda na kite’a, wracając z któregoś z letnich wypadów na lodowiec, zatrzymaliśmy się nad jakimś austriackim jeziorem. Znajomy lokales zaprosił nas na swoją motorówkę, za którą ciągał wakeboarder’ów. Wiadomo co było dalej… :)

instagram.com/boardborn.pl
W końcu przyszedł czas na surfing

Początki swojej przygody z tym sportem zawdzięczam właściwie mojej Żonie, wtedy jeszcze Dziewczynie, która ładnych parę lat temu zaplanowała nasze wspólne wakacje nad oceanem a w prezencie urodzinowym podarowała mi kurs surfingu. Od tego czasu znacznie bardziej polubiłem letnie urlopy, które teraz już zawsze spędzamy gdzieś, gdzie można posurfować. 

instagram.com/boardborn.pl

…no i jescze SUP

Ponieważ tam gdzie mieszkamy fale są bardzo kapryśne a potrzeba jest matką wynalazków, zaczęliśmy pływać na deskach z wiosłem, czyli tzw. SUPach (Stand Up Paddle). Sprzęt ten dzięki swojej wyporności i efektywnemu napędowi w postaci wiosła, pozwala nie tylko na łapanie większej ilości, nawet bardzo kiepskich i niewielkich fal, lecz także otwiera zupełnie nowe, możliwości eksploracji najróżniejszych, niekoniecznie zafalowanych akwenów.

instagram.com/boardborn.pl

W dużym skrócie można powiedzieć, że jesteśmy małżeństwem, które w lecie pływa na deskach a zimą na nich zjeżdża. Zaś urlopy, w zależności od pory roku, planujemy nad oceanem lub w górach. Niemal każdą wolną chwilę staramy się spędzać nad wodą lub na śniegu. Poza tym, jak większość normalnych ludzi, codziennie chodzimy do pracy i mamy najróżniejsze zobowiązania. Z tą jednak różnicą, że rytm naszego życia definiują nieco inne priorytety, niż większości znajomych w naszym wieku.


Tomek

Dlaczego Boardsportowy Blog Lajfstajlowy ?