Bałtyk jest niestety dość kapryśnym morzem. Przekonał się o tym chyba każdy, kto spędził na polskim wybrzeżu choćby długi weekend, niezależnie od tego czy pływał na jakiejś desce, czy nie. Czasami samo studiowanie prognoz pogody może nie wystarczyć, więc zanim spakujesz manele i wybierzesz się na swoją ulubioną miejscówkę, koniecznie sprawdź obraz z kilku nadmorskich kamer. Chcąc ułatwić sobie i innym przeglądanie, postanowiłem zebrać przeszło 10, moim zdaniem najbardziej przydatnych surferom i SUPsurferom streamingów, ulokowanych nad Bałtykiem.
O kolejności na mojej liście “strategicznych must see” decyduje lokalizacja kamer od zachodu na wschód. W wielu z tych miejsc dotychczas jeszcze nie pływałem, ale wg moich obserwacji online oraz zasłyszanych z różnych źródeł informacji, przy sprzyjającej pogodzie mogą mieć one falowy potencjał.
Jastrzębia Góra - foto: BOARDborn |
KOŁOBRZEG - kliknij i sprawdź kamerę
Jestem z Trójmiasta, więc zupełnie nie znam tamtejszych spotów, ale coś niecoś słyszałem o może niezbyt licznej, ale za to prężnej lokalnej scenie surfingowej :)
USTKA - kliknij i sprawdź kamerę
Podobnie jak w przypadku Kołobrzegu, nie miałem jeszcze okazji osobiście posmakować usteckich fal. Niemniej jednak facebookowe relacje lokalesów i około sztormowe widoki z kamery nie pozostawiają wątpliwości, że da się tam popływać. Z resztą można popytać windsurferów.
ŁEBA - kliknij i sprawdź kamerę
Tę lokalizację znają chyba wszyscy windsurferzy i kitesurferzy, lubiący poszaleć na falach, ale oni pewnie powiedzą, że spot na surfa się nie nadaje, bo tak naprawdę obawiają się tłoku w wodzie ;)
KARWIA - kliknij i sprawdź kamerę
To jest taki trochę spot widmo, więc może o nim powinni wypowiedzieć się bardziej doświadczeni surferzy. Tak czy owak warto tu zerkać chociażby po to, żeby móc precyzyjniej zweryfikować prognozę falowania.
JASTRZĘBIA GÓRA - kliknij i sprawdź kamerę
Oto widok na słynną Falezę. Plaży wprawdzie na kamerze nie widać, ale jak są fale, to bez wątpienia można je zobaczyć i ocenić.
Władysławowo - foto: BOARDborn |
WŁADYSŁAWOWO - kliknij i sprawdź kamerę1 lub kliknij i sprawdź kamerę2
Tu wyjątkowo wstawiam dwie kamery zamiast jednej, ponieważ tak naprawdę żadna z nich do końca nie pokazuje warunków na faktycznej miejscówce, tylko trochę obok. Można na ich podstawie, biorąc pod uwagę kierunek wiatru i swelu, wywnioskować co się będzie działo na naszym bałtyckim Pipeline ;)
JASTARNIA - kliknij i sprawdź kamerę
Ponieważ jak dotąd nie udało mi się znaleźć kamery od strony otwartego morza w jednym z najpopularniejszych miejsc na surfing, czyli Chałupach, wrzucam tu kolejną miejscówkę, moim skromnym zdaniem trochę niedocenioną.
GÓRKI ZACHODNIE - kliknij i sprawdź kamerę
Ten spot można chyba nazwać objawieniem ostatnich miesięcy. Zdążył już nawet być areną zimowych zawodów surfingowych O’Neill Cold Water Jam, a przecież na dobrą sprawę jest to podmiejska plaża w Gdańsku. Kamera pokazuje głównie Narodowe Centrum Żeglarstwa, ale od czasu do czasu przesuwa się w stronę plaży. Przyda się więc trochę cierpliwości ;)
MIERZEJA WIŚLANA - kliknij i sprawdź kamerę
Spoty w tym rejonie są chyba jeszcze mało rozpoznane. Widywałem tam fale w różnych miejscach, ale warto popytać o nie starszych stażem kolegów surferów.
Górki Zachodnie - foto: Andrzej Boreysza |
Jak wszystko na tym blogu, również to zestawienie jest wynikiem subiektywnej oceny i z całą pewnością nie wyczerpuje tematu w stu procentach. Ponadto kamery najczęściej nie są ulokowane precyzyjnie na samych surf spotach. Jeśli znasz linki do widoków, pokazujących polskie plaże, na których zdarzają się dobre warunki do surfowania i SUPsurfowania, to napisz o tym w komentarzu do tego posta lub w bezpośrednim mailu do mnie.
Bardzo chętnie zweryfikuję i uzupełnię swoją wiedzę, tym bardziej, że wciąż jeszcze jest ona skromna.
Planując surfing (nie tylko w Polsce) nie zapomnij sprawdzić prognozy falowania. Jeśli chcesz przeczytać mój wpis na temat prognoz, kliknij tutaj.
Tomek
10 web kamer - sprawdź przed wyjściem na plażę.
By BOARDborn
Wstaję rano i z Internetów dowiaduję się, że podobno wieje, faluje i od jutra a już najdalej po jutrze będzie warun! Zaczyna się nerwowe sprawdzanie kilku różnych aplikacji do przepowiadania fal na Bałtyku. Prognoza faktycznie jest obiecująca! Koledzy na Fejsie też mówią, że będzie pływanie. Brzmi znajomo? No to czytaj dalej.
Fale zdatne do surfingu nad naszym morzem są dość unikalnym zjawiskiem, no może poza środkiem zimy, ale to jest okres dobry głównie dla twardzieli i morsów. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że na Bałtyku w ogóle nie ma dobrych fal, ale ubywa ich sukcesywnie z roku na rok. Tak więc jak już trafi się obiecująca prognoza w przedziale, powiedzmy od kwietnia do października, moi bliscy mogą zaobserwować u mnie objawy przypominające zaburzenia psychiczne. Tętno przyspiesza z emocji, oczy nabiegają krwią od śledzenia prognoz i webkamer, a mózg puchnie i paruje od nadmiernego analizowania parametrów fal, prądów morskich oraz porywów wiatru.
foto: @izasz |
Euforia
Kiedy uda się już mniej więcej ustalić gdzie i kiedy będzie można popływać, zaczyna się drugi etap, czyli dopasowywanie rytmu swojego życia rodzinnego i zawodowego do prognozy. Pół biedy, jak warun trafia się w weekend, ale co zrobić, jeśli wypada akurat w środku dnia pracy? Zaczyna się nerwowe rozważanie na temat możliwości urwania się wcześniej albo ilości dostępnych dni wolnych. Nawet jak wszystko uda się jakoś poukładać, to i tak jeszcze nie koniec zmagań. Powiedzmy, że wystarczy wyjść z pracy godzinkę wcześniej, ale trzeba przecież jeszcze zapakować graty do auta poprzedniego dnia wieczorem, pojechać do roboty z deską na dachu, nie zważając na żarty kolegów i dziwne spojrzenia przechodniów na ulicy. No bo przecież w Trójmieście nie widać jeszcze nawet małej falki a poza tym jest zimno i kto by tam szedł na plażę? Potem trzeba jeszcze przetrwać cały dzień siedzenia jak na szpilkach, zerkania w każdej wolnej chwili na kamery i aktualizowania prognoz. Produktywność oraz skupienie na pracy spadają wtedy zazwyczaj do granic akceptowalnych przez pracodawcę. Nic nie szkodzi, jest zajawa, bo przecież już niedługo sobie popływam.
Deprecha
Właśnie w tym miejscu często zdarza się nagły zwrot akcji, którego niechybnym następstwem jest wystąpienie skrajnych objawów, przypominających chorobę dwubiegunową. Nagle okazuje się, że prognoza się zmieniła a fale siadają w najmniej oczekiwanym momencie. Jechać, nie jechać? Po co mi była ta cała logistyka? Szlag trafił misterny plan i tym samym mój błogostan! Na usta cisną się najgorsze przekleństwa a Bałtyk natychmiast zostaje "przechrzczony" na Kałtytk!
Cierpliwość jest wielką cnotą. Wiadomo o tym od dawna, ale ja chyba nie jestem wystarczająco cnotliwy, żeby w takiej sytuacji zachować spokój. Wykonuję jeszcze kilka kontrolnych telefonów do kolegów surferów z bardziej elastycznym planem dnia i większym doświadczeniem. Nie zawsze się dodzwaniam, bo pewnie od dawna już siedzą w wodzie. Dobra, może jednak się uda, więc jadę!
foto: @BOARDborn.pl |
Rzeczywistość
Po drodze samochodem na spot adrenalina skacze mi bardziej niż Garrettowi McNamara na szczycie fali w Nazare, bo oczywiście znowu są korki na trasie. Wreszcie docieram na plażę z wywalonym ozorem. Po drodze mijam parę osób z deskami i zamieniamy w biegu kilka słów. Ufff... okazuje się, że szału w prawdzie nie ma, ale chyba da się trochę popływać. Studzę emocje w zimnej wodzie, walczę z wiatrem i przybojem, co rusz spadając z deski, ale w końcu łapię jakąś falę. Cała reszta to już historia.
Cel został osiągnięty. Jest się z czego cieszyć, bo Półwysep, to nie Hawaje a ja i tak popływałem! Może następnym razem trafię lepiej i zaliczę sesję, która "zrobi" mi cały sezon?
Tomek
Na Bałtyku nie ma fal - czyli polskie morze kocham i nienawidzę.
By BOARDborn
Polowanie na fale nad Polskim Morzem już pewnie nie jednego doprowadziło do rozstroju nerwowego. Zaś u surferów stale obserwujących prognozy pogody można czasem zaobserwować objawy przypominające chorobę dwubiegunową. Niestety nawet na oceanie dobre warunki nie trafiają się codziennie a wybierając się nad Bałtyk “w ciemno” można się niejednokrotnie zniechęcić. Poniżej proponuję więc kilka sprawdzonych, nie tylko przeze mnie prognoz, które mogą okazać się bardzo pomocne w tropieniu dobrego swellu zarówno w Polsce jak i za granicą.
Nie jest wykluczone, że istnieją inne serwisy, oferujące lepsze albo gorsze prognozy. Jeśli znasz jeszcze jakieś godne upowszechnienia, nie wahaj się napisać mi o tym w komentarzu pod tym postem, albo po prostu wyślij mi maila. W doborze serwisów do mojego subiektywnego top 5 (albo raczej top 4), poza sprawdzalnością prognoz, kierowałem się takimi kryteriami jak: czytelność interfejsu, aplikacja mobilna, darmowa wersja i ewentualne dodatkowe opcje.
Jest to chyba najbardziej rozpoznawalny serwis, oferujący nie tylko prognozy dla wielu surf spotów na całym świecie, ale również sporo opcji społecznościowych oraz wiele przydatnych info, jak np.: opis charakterystyki dna i prądów, dostępność miejscówki od strony lądu, pobliskie bary i wypożyczalnie etc.
PLUSY:
• dostęp do prognoz dla bardzo wielu znanych surf spotów z całego świata
• przejrzysty interfejs (łatwo się we wszystkim połapać zarówno w wersji desktopowej, jak i mobilnej)
• rozbudowana aplikacja mobilna z dużym zakresem darmowych opcji
• sporo przydatnych informacji a nawet zdjęć z danej lokalizacji
• atrakcyjna sekcja z newsami ze świata surfingu
• bardzo przydatna podczas zagranicznych surf tripów
• dla chętnych istnieje możliwość dokupienia wersji pro za rozsądna cenę
• baza miejscówek jest co jakiś czas aktualizowana i wciąż pojawiają się nowe
MINUSY:
• brak niektórych miejscówek, szczególnie na Bałtyku
• sprawdzalność prognoz czasami pozostawia wiele do życzenia, szczególnie na Bałtyku
Prognoza Duńskiego Instytutu Meteorologicznego jest prawdopodobnie najdokładniejszym, ale niestety niezbyt przyjaznym przeciętnemu użytkownikowi źródłem danych na temat falowania. Trzeba poświęcić nieco czasu, żeby ją dobrze rozgryźć, ale zapewniam, że warto.
PLUSY:
• profesjonalny serwis
• wysoka sprawdzalność prognoz
• możliwość śledzenia warunków krok po kroku na mapie
• bardzo dużo danych
MINUSY:
• ograniczony zasięg
• model nie przewiduje raportów dla konkretnych miejscówek, tylko dla danego regionu
• średnio czytelny interfejs
• aplikacja mobilna nie prezentuje danych o falach
Być może nie każdy zdaje sobie sprawę z faktu, że stary dobry ICM ma też przyzwoitą sekcję do “przepowiadania” fal na Bałtyku. Podobnie jak DMI nie jest to serwis przeznaczony typowo dla surferów, ale warto go dodać do ulubionych witryn w przeglądarce.
PLUSY:
• profesjonalny serwis
• możliwość śledzenia warunków krok po kroku na mapie
• to nie to co DMI, ale sprawdzalność prognoz zazwyczaj jest zadowalająca
• rozbudowana aplikacja mobilna, ale nienależąca do ICM
MINUSY:
• nie obejmuje całego globu i jest mało precyzyjny geograficznie
• model nie przewiduje raportów dla konkretnych miejscówek, tylko dla całego Bałtyku
Jest to startup tworzony przez pasjonatów. Jego główną zaletę stanowi duża atrakcyjność wizualna i potężny zasięg. Poza tym projekt jest wciąż w fazie rozwojowej, więc osobiście daję mu spory kredyt zaufania, licząc na lepsze wyniki w przyszłości.
PLUSY:
• serwis tworzony przez pasjonatów i dedykowany m.in. surferom, windsurferom etc.
• bardzo atrakcyjny wizualnie i czytelny interfejs
• możliwość śledzenia warunków krok po kroku na mapie
• dostęp do prognoz niemal dla dowolnego miejsca na świecie (nie tylko surf spoty, więc może się też przydać np. w górach)
• bardzo dużo przydatnych danych
MINUSY:
• aplikacja mobilna jest na razie dość niedopracowana, ale pewnie to tylko kwestia czasu i funduszy
• sprawdzalność prognoz mogłaby być lepsza
• w niektórych lokalizacjach czasami brakuje niektórych danych
Ta bardzo popularna wśród entuzjazdów wiatrowych dyscyplin czeska prognoza, mnie osobiście nieszczególnie przypadła do gustu. Pewnie się tu znowu narażę znajomym kajciarzom i widsurferom, ale to tylko moja subiektywna ocena. Być może jestem meteorologicznym głąbem ;)
PLUSY:
• serwis dedykowany surferom, windsurferom etc.
• dość czytelna prezentacja niezbędnych danych
• wysoka sprawdzalność prognoz
• wielki zasięg i dużo przydatnych informacji
MINUSY:
• aplikacja mobilna aktualnie jest dostępna tylko na Androida oraz Windowsa
• jak sama nazwa wskazuje Windguru jest raczej przeznaczony głównie dla osób uprawiających dyscypliny wiatrowe (choć wielu surferów też ją sobie chwali - kwestia gustu i doświadczenia)
• w niektórych lokalizacjach brakuje danych dotyczących konkretnie falowania, co mnie osobiście utrudnia interpretację
Jak się często okazuje zabawa w surf-synoptyka jest bardziej skomplikowana, niż by się mogło wydawać. Prognozy czasem bywają ze sobą sprzeczne a meteogramy trudne do interpretacji. W takich sytuacjach warto zdać się na bardziej doświadczonych kolegów surferów. Ja w takich sytuacjach zazwyczaj wykonuję telefon lub dwa do znajomych “surfbamsów” albo zerkam, czy aby któryś z surfingowych profili na Fejsie nie puścił farby ;)
Prognoza prognozą a przyroda i tak robi swoje, więc oprócz serwisów pogodowych warto przed wyjściem na deskę kontrolnie odwiedzić w sieci również lokalne web kamery. O tym właśnie będzie mój kolejny wpis na tym blogu. Tymczasem życzę powodzenia i być może do zobaczenia na jakimś spocie niebawem :)
Tomek
5 prognoz niezbędnych dla poszukiwaczy fal
By BOARDborn
Od czasu swojego pierwszego wyjazdu na surfing wiedziałem, że pływanie na desce będzie tylko jednym z kilku istotnych aspektów surftripa. Staram się nie traktować takich wakacji, jak obozu treningowego. W innym wypadku łatwo jest zapomnieć co sprawia, że w ogóle mam ochotę ruszyć się z kanapy.
El Golfo |
Na swojej ukochanej Lanzarote byłem już czterokrotnie, ostatni raz trzy lata temu. Od tej pory, z resztą wcześniej też, romansowałem z kilkoma innymi destynacjami, oferującymi fale do surfingu i wakacyjne przygody. Więcej grzechów nie pamiętam a w ramach "pokuty", w tym roku znowu poczułem magiczną siłę przyciągania tej niezwykłej wyspy. Z resztą nie tylko ja, bo pomysł wyszedł pierwotnie od mojej Ani.
Widok z Caleta de Famara |
Playa Famara |
Z jednej strony była tęsknota za marsjańskim krajobrazem parku wulkanicznego Timanfaya, winem Malvasia, wyhodowanym wśród pól popiołów i zastygniętej lawy, delektowaniem się wyśmienitymi w swej prostocie papas arrugadas oraz gambas al ajillo, a także bardzo przyjaznymi falami na Playa Famara. Z drugiej zaś strony pojawiła się obawa, czy za kolejnym razem to wszystko nie straci swojego uroku i czy będzie nadal cieszyć jak kiedyś?
La geria |
Los Ajaches |
Wierność podobno jest łatwa, dopóki nie masz porównania. No i w tym właśnie tkwi sedno problemu, bo nie da się ukryć, że we wrześniu zdarzają się w Europie lepsze fale niż na Lanzarote. Prawdą jest też, że tym razem trafiliśmy na dość kiepski kierunek wiatru, który utrzymywał się prawie przez cały nasz pobyt. Silny onshore skutecznie zniechęcał zarówno do surfowania, jak i plażowania na zazwyczaj "surfers firendly" Playa Famara. W zasadzie jedynym spotem, który dobrze falował od czasu do czasu była La Santa, zniechęcająca swoim lokalizmem i sporą ilością skał.
Na szczęście udało się nam, trochę przypadkiem, wypatrzeć przyzwoity warun w miejscowości Arrieta, której zupełnie nie podejrzewałbym o coś takiego. Czyli w sumie szału nie było, ale jak się rzekło na wstępie, przecież na surfingu świat się nie kończy.
Arrieta |
Z wcześniejszego doświadczenia wiedzieliśmy, że Lanzarote ma do zaoferowania znacznie więcej niż tylko plażowanie i sporty wodne. Wybraliśmy się więc między innymi na trekking po okolicznych wulkanach, z przewodnikiem z Balckstone Treks, połączony ze zwiedzaniem winnic i degustacją lokalnych win. Odwiedziliśmy również wydrążone w lawie lub wzniesione z wulkanicznych materiałów budowle i rzeźby genialnego artysty Cesara Manrique. Codziennie smakowaliśmy prostej, ale pełnej barw i aromatów kanaryjskiej kuchni a także liznęliśmy nieco lokalnego folkloru oraz miejscowej kultury podczas kilku fiest, parad i koncertów.
Parque Nacional de Timanfaya |
Jak przekonywali lokalesi z surfshopu Famarapower, czasem lepiej odpuścić walkę z kiepskimi falami i poczuć radochę, z jazdy na deskorolce, w otoczeniu mistycznych krajobrazów parku wulkanicznego Timanfaya a potem obserwować zachód słońca w El Golfo, przy szklaneczce aromatycznej wielowarstwowej kawy Leche y Leche. Zdecydowanie stara miłość nie rdzewieje, nawet jeśli czasem sprawia zawód.
Lanzarote 2016 - stara miłość nie rdzewieje, nawet jeśli zawodzi.
By BOARDborn
"Ocean Bałtycki ostatnio jest łaskawy". Takie i podobne stwierdzenia pojawiały się w polskich mediach społecznościowych ostatnio dość często. Mieszkam całe życie nad polskim morzem, a ono wciąż nie przestaje mnie zaskakiwać. Surfing na Bałtyku - czy to w ogóle możliwe?
Na Bałtyku nie ma fal...
Kiedy pokazuję znajomym zdjęcia z pływania na falach w Polsce, to zazwyczaj pytają, czy sobie z nich robię jaja, albo w najlepszym razie dziwią się, że surfing można uprawiać gdzieś poza Hawajami. W sumie się im nie dziwię, bo nie więcej niż dekadę temu, też nie miałem o tym pojęcia, mimo że wychowałem się nad brzegiem Bałtyku. Chyba wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do widoku kitesurferów i widndsurferów nad polskim morzem. Nawet dość młody w naszym kraju skimboarding przestał być już czymś osobliwym. No ale surfing? Tak bez żagla i latawca?
Jeszcze nie tak znowu dawno temu, wydawało mi się, że dobre fale w Polsce można złapać tylko w zimie. Mocno kłóciło się to z moją nieco wyidealizowaną wizją "wyczilowanego" surfingu, więc nawet nie próbowałem. Po prostu szukałem możliwości wyjazdu gdzieś na europejskie wybrzeże Atlantyku. Gdyby nie surfujący koledzy i dość przypadkowe zainteresowanie SUPem, czyli deską z wiosłem - kto wie co bym sobie teraz myślał?
W Polsce rzeczywiście warunki do pływania na falach nie trafiają się często i bywają dość trudne, a Bałtyk jest bardzo kapryśny. Niemniej jednak, uważnie śledząc prognozy pogody, można trafić na całkiem przyzwoite fale nawet latem. Podczas minionych wakacji sam miałem okazję doświadczyć niemal oceanicznych okoliczności rodzimej przyrody. Zaś sierpień 2016 roku najprawdopodobniej pozostanie jeszcze na długo w mojej czułej pamięci ;)
Tomek
Czy to Bałtyk się przebudził, czy to ja przejrzałem na oczy?
By BOARDborn
Peniche, a konkretnie turystyczną wioskę tuż obok, czyli Baleal, wybraliśmy zachęceni bardzo udanym poprzednim portugalskim wyjazdem do Algarve, oraz rekomendacjami naszych znajomych. Lokalizacja około godziny jazdy autostradą z Lizbony, bezpośrednia bliskość oceanu, kilku dobrych surf spotów, nieco senna atmosfera małego miasteczka pełnego wypożyczalni, szkół i sklepów surfingowych oraz wielu klimatycznych knajpek, prowadzonych przez lokalesów - oto tylko niektóre argumenty, które przemawiały za wyborem tej miejscówki. W okolicy znajduje się też sporo ciekawych miejsc wartych odwiedzenia, atrakcyjnych nie tylko z surfingowego punktu widzenia.
foto: boardBORN |
1. PLAŻE
Idąc od północy, napotkamy nieco skalistą i podczas przypływu niemal pozbawioną piaszczystej plaży Lagide. Jej przedłużeniem jest, znacznie łatwiej dostępna i głównie piaszczysta Praya Baleal, zlokalizowana po prawej stronie małego skalistego półwyspu, wbijającego się w ocean. Jest to spot bodaj najchętniej odwiedzany przez lokalne szkółki, zazwyczaj oferujący szeroki zakres warunków, odpowiednich dla osób niemal na każdym poziomie zaawansowania. Głównie piaszczyste dno, z paroma niewielkimi skałkami, na które trzeba uważać podczas odpływu, pozwalało cieszyć się falami małej i średniej wielkości. Wyraźnie skalisty fragment mniej więcej na pograniczu z Lagide, przy sprzyjających warunkach potrafił wygenerować większe sety dla nieco bardziej zaawansowanych. Zaletą tego miejsca jest bezpośrednie sąsiedztwo wielu szkółek i wypożyczalni oraz knajp i beach barów, a także sporej wielkości parking. Niestety powyższe zalety są też źródłem jej głównej wady, czyli dosyć sporego tłoku w wodzie.
Po lewej stronie półwyspu znajduje się druga cześć „miejskiej plaży” o zupełnie odmiennych warunkach. Fale potrafią być tu znacznie większe i silniejsze a bezpośrednie sąsiedztwo małych skalistych klifów, odrywających się od małego półwyspu, pozwala stosunkowo łatwo wpłynąć na desce od boku, prawie bez konieczności walki z przybojem. Docenią to przede wszystkim SUP surferzy, czyli amatorzy surfowania na desce z wiosłem, do których ja również się zaliczam.
Im bliżej w stronę Peniche, długa Cantinho Da Baia, co kilkaset metrów zmienia nazwy i kierunek fali.
Elementem, który wydał nam się charakterystyczny dla Baleal jest fakt, że o każdej porze dnia i niemal nocy można tam spotkać kogoś, kto właśnie idzie popływać, albo wraca z deski. W Baleal surfuje się prawie 24/7.
foto: boardBORN |
Na południe od drugiego, znacznie większego półwyspu, na którym znajduje się niegdyś ufortyfikowane Peniche, napotykamy kolejno mocno pachnące mączką rybną z pobliskiej przetwórni Molho Leste i znane z międzynarodowych zawodów Rip Curl Pro, Super Tubos.
Obie miejscówki docenią szczególnie zaawansowani surferzy, którzy mogą liczyć na światowej klasy warunki z tubami włącznie- jak sama nazwa wskazuje. Zbyt wielu tub w prawdzie nie widzieliśmy, ale zdarzały się przeszło 3-metrowe i momentami niemal pionowe ściany wody, dość bezlitośnie weryfikujące umiejętności, tych którzy odważyli się stawić im czoło.
Nie ulega wątpliwości, że lokalna scena surfingowa działa tu bardzo prężnie. Świadczy o tym spora, jak na dość prowincjonalną lokalizację, baza dobrze wyposażonych wypożyczalni i profesjonalnych szkół surfingowych pod auspicjami znanych marek i lokalnych organizacji, takich jak Peniche Surf Camp czy Alex Surf School. Cena wypożyczenia deski na dzień oscyluje w granicach kilkunastu Euro. Za 20-30 Euro można też wypożyczyć SUPa. Za bodyboarda, piankę a nawet deskorolkę typu longboard lub cruiser wystarczy dać kilka Euro na dzień.
foto: boardBORN |
Nie brakuje również doskonale zaopatrzonych surf shopów i profesjonalnych serwisów naprawy sprzętu. Na szczególną uwagę zasługuje np.: 58surf, do którego można wejść gołym i bosym a potem wyjść wyposażonym od stóp do głów szczęśliwym bankrutem. Charakteryzujący się lokalnym patriotyzmem HangFive , oferuje wyłącznie portugalskie produkty, deski hand made z pojedynczym finem oraz lokalne piwo i coś na ząb.
Prowadzone przez lokalesów knajpy i bary w Baleal są w znacznej mierze przedłużeniem surf kultury z poprzedniego akapitu.
Na szczególną uwagę naszym zdaniem zasługuje przystępne cenowo Superlagide, będące jednocześnie kafeterią i sklepem spożywczym. Za stosunkowo niewielkie pieniądze można tam zrobić zakupy spożywcze na cały dzień, z rana zjeść pyszną kanapkę, lub dobre ciacho (szczególnie polecamy pastel de nata) z aromatyczną kawą za około 1 euro (czyli taniej niż w Polsce), a popołudniu wpaść na pizzę i piwko w sympatycznej atmosferze. Jest to jeden z najchętniej odwiedzanych przed i po surfingu lokali w wiosce.
Naszym numerem jeden na obiad lub romantyczną kolację została rodzinna restauracja tuż przy plaży, o wdzięcznej nazwie Prainha, serwująca doskonałą zupę rybną, wyśmienite lokalne dania z ryb i owoców morza. Ceny w przeliczeniu na złotówki nie należą do najniższych, ale warto odwiedzić to miejsce dla jej atmosfery, pysznej kuchni i panoramy za oknem. W karcie znajdują się też bardziej wykwintne potrawy oraz liczne lokalne i importowane wina.
Osoby z zasobniejszym portfelem chętnie odwiedzą nieco bardziej ekskluzywny, ale nadal „surfers friendly” Surfers Lodge. Ceny będę prawie dwa razy wyższe niż wszędzie indziej, ale warto tam zajrzeć, żeby posłuchać muzyki granej na żywo i wypić lampkę lokalnego wina (serwują wyłącznie zacne portugalskie trunki).
Dla tych którzy ani na chwilę nie chcą tracić z oczu fal i szalejących na nich surferów, mogą odwiedzić niewielką Pizzaria O Outro w centrum zabytkowego Peniche, gdzie poza zjedzeniem dobrej pizzy, można na dużym telewizorze obejrzeć zawody z cyklu WSL.
Nie samym surfingiem żyje człowiek, więc część naszego czasu postanowiliśmy przeznaczyć również na zwiedzanie. Nie byłoby to raczej możliwe bez wypożyczonego samochodu, ale o tym przy innej okazji.
Kto przyglądał się kiedyś fladze Portugalii, prawdopodobnie zauważył, że widnieje na niej 7 symbolicznych zamków. Jednym z nich jest Obidos, leżący niecałe pół godziny drogi samochodem na wschód od Peniche. Zabytkowe średniowieczne miasteczko i twierdzę warto odwiedzić szczególnie ze względu na labirynt bajecznych, wąskich, brukowanych uliczek, ukrytych ogrodów i pięknych widoków z murów obronnych. Warto wstąpić na miejscowy specjał - niskoprocentową wiśniówkę, podawaną w czekoladowych kieliszkach, które po wypiciu można schrupać ze smakiem.
W okolicy znajduje się wiele klasztorów z ciekawą historią, ale na szczególną uwagę naszym zdaniem zasługuje ufundowany w w 12 wieku monumentalny monastyr Cystersów w Alcobaca. O zawrót głowy przyprawia sklepienie IGREJA da SANTA MARIA da VICTORIA i nieprawdopodobnym kunszt wykonania architektonicznych detali. Plejada kamiennych figur władców i opatów, przywodzi na myśl sceny z Władcy Pierścieni. Obiekt jest absolutnie wart ceny biletu wstępu. Po zwiedzaniu warto chwilę odetchnąć w jednej z restauracji po przeciwnej stronie placu przy filiżance kawy, żeby podziwiać bryłę świątyni z perspektywy.
Nieco ponad godzinę drogi na północ od Peniche leży Fatima, będąca największym Sanktuarium Maryjnym w Europie, powstałym w miejscu objawień Matki Boskiej w 1917. Obok placu i mieszczącego jeden z najważniejszych dla nas Katolików ośrodków kultu, znajduje się Kaplica Objawień, pomnik Św. Jana Pawła II i smukła bazylika Matki Boskiej Różańcowej, która niestety podczas naszego pobytu była akurat w remoncie.
Około 10 km od Fatimy w okolicach wioski Bairro, na terenie dawnego kamieniołomu można zobaczyć odciśnięte w skale, bardzo dobrze zachowane ślady dinozaurów. Jest to pamiątka spaceru stadka potężnych roślinożernych zauropodów sprzed 175 milionów lat. My niestety wybraliśmy się tam podczas deszczowej pogody, co znacznie obniżyło widoczność śladów, ale „Monumento Natural das Pegadas dos Dinossáurios da Serra de Aire” i tak zrobił na nas potężne wrażenie. Warto więc zainwestować kilka Euro od osoby oraz poświęcić kilkadziesiąt minut na zwiedzanie zgodnie ze wskazaniami wyznaczonego szlaku. My byliśmy tak zaaferowani, że zwiedzaliśmy od tyłu do przodu ;)
Miejscem absolutnie koniecznym do odwiedzenia dla wszystkich, którzy choć trochę interesują się surfingiem, jest kurort Nazare, zlokalizowany 64 km na północ od Peniche. Jesienią 2011 roku, Hawajczyk Garett McNamara ustanowił tam, a następnie w styczniu 2013 pobił własny rekord świata w surfingu po najwyższej fali, przekraczającej znacznie 20 metrów. Jedna z największych (obok Mavericks, Jaws i Teahupoo), nadających się do surfingu fal na świecie, co roku przyciąga rzesze widzów, spragnionych wrażeń oraz niewielką grupkę najznakomitszych big wave surferów na świecie. W latarni morskiej na skraju potężnego klifu, na który wjeżdża się górską kolejką, jak na Gubałówkę, znajduje się oryginalne muzeum, częściowo poświęcone fenomenowi wielkiej fali i jej bohaterom. Na szycie klifu i w labiryncie ciasnych uliczek Nazare kryje się jeszcze wiele ciekawych atrakcji, wraz z barwną historią miasta.
Będąc tak blisko Lizbony, nie można jej nie odwiedzić, ale nie będę się tu rozpisywał na temat atrakcji turystycznych i architektonicznych stolicy Portugalii. Zamiast tego polecę Wam miejsce, które domyka klamrą naszą wycieczkę w poszukiwaniu fal i innych darów Atlantyku. Jest nim Oceanário de Lisboa. Za kilkanaście Euro od osoby można podziwiać, jak na wyciagnięcie ręki, najróżniejsze gatunki ryb, ssaków i roślinności oceanicznej z całego globu. Ekspozycja podzielona jest na 4 obszary poświęcone Atlantykowi, Pacyfikowi, oceanom Indyjskiemu i Arktycznemu oraz dodatkowe habitaty z ptakami i zwierzętami, zamieszkującymi na styku wody i lądu. Niezwykłą atmosferę tego miejsca buduje przygaszone światło, a także dźwięki z playbacku a nawet rozpylone zapachy typowe dla danego ekosystemu. W określone dni można obserwować obsługę podczas karmienia rekinów, pingwinów i innych morskich stworzeń.
W jednym, nawet nieco przydługim poście nie sposób umieścić wszystkich wrażeń ani przekazać wielu ciekawych szczegółów. Będzie nam miło jeśli powyższy wpis zachęci kogoś do wyjazdu w tamte strony i podzielenia się swoimi wrażeniami.
Adeus! :)
Ania i Tomek
Surftrip Baleal i 5 rzeczy, dla których warto odwiedzić Peniche
By BOARDborn
Subskrybuj:
Posty (Atom)