surf - snow - skate - wake



Ostatnimi czasy jakoś szczególnie mocno dociera do mnie jak dobrze jest mieszkać nad morzem. Chyba najbardziej odczuwalne jest to latem, kiedy widzę wokół turystów, którzy nierzadko muszą przebyć kilkaset kilometrów i zapłacić niemałe pieniądze, żeby kilka dni posiedzieć na plaży. Ja mam to szczęcie, że nad Zatokę Gdańską spacerem mogę dotrzeć w ciągu kwadransa a jeśli są warunki na surfing, to do najbliższego spotu mam plus/minus kilkadziesiąt minut samochodem (no chyba, że akurat są duże korki). Od wiosny do jesieni niemal każdy weekend spędzałem z rodziną nad morzem a podczas wakacji popołudniowe plażowanie po wyjściu z pracy zdarzało się nam całkiem często.





Od pewnego czasu surfuję również w zimie i doceniam tę szczególną jakość warunków o tej porze roku, ale nadal właśnie lato jest moim ulubionym sezonem zabaw z falami. Dłuższe dni pozwalają na pływanie wieczorami, co zwłaszcza dla kogoś pracującego na etacie znacznie zwiększa szansę na wstrzelenie się w prognozę. Zimą pozostają niestety tylko weekendy, albo ewentualnie urlop na żądanie. Poza tym mała posiadówka na plaży po surfingu jest dużo przyjemniejsza w krótkim rękawku niż w puchówce 😉


SUP surfing ba Bałtyku latem 2021

Mój ostatni micro vlog #JESTĘSURFERĘ to takie małe wspomnienie lata. Jeśli Twoje lato było równie udane jak moje i teraz trochę za nim tęsknisz, mam nadzieję, że ten film pomoże Ci przywołać wspomnienia. Ciepłe dni nastaną już za kilka miesięcy a tymczasem Bałtyczek na zimno poleca się surferom przyodzianym w ciepłe pianki.


Do zobaczenia na spocie!


Zamaj

Było sobie lato, czyli staycation nad Bałtykiem

 snowpark Łysa Góra w Sopocie

Chyba nie każdy zdaje sobie sprawę, że nieopodal Trójmiasta znajduje się aż 7 niewielkich ośrodków narciarskich. Jeden z nich jest w Sopocie a reszta na Kaszubach. Każda z tych "górek" dysponuje conajmniej jednym wyciągiem orczykowym, oświetleniem, systemem sztucznego naśnieżania oraz ratrakiem. Znajdą się nawet ze 3 małe snowparki. 


Określenie Szwajcaria Kaszubska nie wzięło się znikąd, ale z racji dość niewielkiej różnicy wzniesień, te mini ośrodki stanowią oczywiście namiastkę prawdziwych gór. Niemniej jednak są znakomitym miejscem do stawiania pierwszych kroków na drodze do białego szaleństwa oraz utrzymywania formy pomiędzy wyjazdami na południe kraju lub gdzieś za granicę. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, zwłaszcza gdy od najbliższych ośrodków narciarskich dzieli nas, ludzi z Pomorza, około 700 km. 


Snowpark na Łysej Górze w Sopocie


Zimy nad morzem są krótkie i łagodne, ale sezon na śniegu może trwać znacznie dłużej niż utrzymuje się naturalna pokrywa śnieżna za oknem. Dlaczego? Już wyjaśniam. Największą zaletą niewielkich kaszubskich stoków jest fakt, że wystarczy zaledwie kilka dni mrozu, by naśnieżyć je na tyle, by dobre warunki utrzymały się czasem nawet do wczesnej wiosny. Odpowiednio gruba pokrywa, powstała ze śniegu wytworzonego przez armatki, zmieszanego z naturalnym i regularnie ratrakowanego, nawet w mniej sprzyjających temperaturach, topi się bardzo wolno.  Kluczowa sprawa to ten mróz na początek a z nim niestety bywa różnie. Tak więc jeśli wybierasz się do Trójmiasta zimą, to na wszelki wypadek przed wyjazdem sprawdź kilka poniższych adresów stron internetowych, bo może się okazać, że poza jodem zażyjesz też białego szaleństwa.


tailgrab na snwboardzie


Wieżyca Koszałkowo - największy i najpopularniejszy ośrodek w regionie, znajduje się około 50 km od Trójmiasta, oferuje 6 wyciągów narciarskich, sztuczne naśnieżanieoświetleniewypożyczalnię sprzętu i szkolenia narciarskie oraz snowboardowe a także spore zaplecze gastronomiczne, noclegi i kilka dodatkowych atrakcji.


Wieżyca Kotlinka - ten malowniczo położony mini ośrodek znajduje się tuż obok Koszałkowa i posiada 2 wyciągi, sztuczne naśnieżanieoświetlenie, wypożyczalnię sprzętu i niewielkie zaplecze gastronomiczna oraz oferuje szkolenia z instruktorami. Czasem działa mały snowpark.


Paczoskowo - leży około 30 km od Trójmiasta, dysponuje jednym wyciągiem, sztucznym naśnieżaniem, oświetleniem, oferuje wypożyczalnię i szkolenia z instruktorami oraz mała gastronomię. Spośród naszych kaszubskich górek tę właśnie darzę szczególną sympatią.


Przywidz - słynie z najdłuższego stoku zjazdowego w regionie, znajduje się niespełna 40 km od Trójmiasta, oferuje dwa wyciągi, sztuczne naśnieżanie i oświetlenie, wypożyczalnię i szkołę narciarsko-snowboardową oraz zaplecze gastronomiczne i noclegowe. Przy dobrych warunkach działa tam mały snowpark.


Trzepowo - znajduje się niedaleko od Przywidza i dysponuje trzema wyciągami, systemem naśnieżania oraz oświetleniem, szkółką i wypożyczalnią z serwisem narciarskim a także małą gastronomią. Nie wiele wiem o tym miejscu, ponieważ jeszcze tam nie jeździłem.


Amalka - stacja narciarska najbardziej oddalona od Trójmiasta (prawie 70 km, więc pewnie dlatego jeszcze nigdy tam nie byłem) zgodnie z informacją na stronie www, oferuje dwa wyciągi, jest oświetlona i sztucznie naśnieżana, ponadto posiada wypożyczalnię i szkółkę.


Łysa Góra - to już w prawdzie nie Kaszuby, ale za to znajduje się zaledwie kilka minut piechotą od centrum Sopotu a jej niewątpliwym atutem jest widok ze szczytu na Zatokę Gdańską. Całkiem szeroki stoczek wyposażony jest w mały wyciąg, kilka armatek śnieżnych, oświetlenie, szkółkę z wypożyczalnią oraz restaurację. W sprzyjających warunkach działa tam również snowpark, który widać na filmie. Niestety mikroklimat tego miejsca sprawia, że stosunkowo krótko utrzymuje się tam śnieg.


tailpress na snowboardzie

Ciekawe czy duża popularność sportów zimowych w Trójmieście i okolicach jest wynikiem czy przyczyną istnienia tych mini ośrodków? A Ty jak sądzisz? 


Zamaj


Zimowa Korona Kaszub, czyli stacje narciarskie wokół Trójmiasta



Nie da się ukryć, że zimą zdecydowanie chętniej wybieram snowboard. Jednak po zeszłym rekordowo krótkim sezonie na śniegu zrozumiałem, że skoro z roku na rok ubywa mi okazji do jeżdżenia po zmrożonej fali, to powinienem więcej korzystać z tej bałtyckiej. Tym razem postanowiłem spróbować nie kończyć sezonu na wodzie.



To brzmi trochę jak postanowienie noworoczne, których zazwyczaj nie robię. Zamiast zakończyć sezon surfingowy wraz z rozpoczęciem zimy, zdecydowałem się na kontynuowanie go w najzimniejszych miesiącach roku. Sam jestem ciekaw co z tego wyniknie, bo dotychczas ceniłem sobie ten sportowy "płodozmian", podążający za naturalnym rytmem zmian pór roku. Dzięki temu utrzymywałem zdrowy poziom zajawki na wszystkie deski, bez poczucia czasowego przesytu którąkolwiek z nich. Nieraz pisałem tu, że gdy temperatury spadają poniżej pewnej wartości, to z radością przesiadam się z wody na śnieg lub ewentualnie beton. Nie odwołuję tego, ale gdy zapowiada się kolejna bezśnieżna zima w okolicy, to nie pozostaje mi nic innego, jak zaopatrzenie się w grubszą piankę. Przebieranie po pływaniu w niekorzystnych warunkach atmosferycznych nadal znacznie wykracza poza granice mojej strefy komfortu, ale mam już na tyle ciepłe ponczo, że na razie daję radę.  

Pożyjemy, pomarzniemy, zobaczymy a tymczasem zapraszam do oglądania czwartego odcinka mojego mikro vloga z sesji na falach w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia.

Zamaj


Surfing na Bałtyku w Boże Narodzenie - #jestęsurferę vlog 04

SUPsurfer nad Bałtykiem


Z radością muszę przyznać, że mój sezon SUPsurfingowy w czasie pandemii okazał się być całkiem udany. Rozpocząłem go w kwietniu tuż po złagodzeniu lockdown'u i tak on sobie trwa do dziś. Wynikiem czego jest trzeci odcinek mojego nieregularnego micro vloga #jestęsurferę.


Wychodząc na deskę nie zawsze mam ochotę zabierać ze sobą kamerę. Bardzo cenię sobie zalety analizowania swoich umiejętności w ramach auto video coachingu, na jaki pozwala mi GoPro. 
Cieszy mnie też możliwość dzielenia się swoją zajawką w internecie. Niemniej jednak czasem wolę by sesja na wodzie pozostała tylko moją i nie chcę się rozpraszać obecnością obiektywu. Wbrew pozorom nawet najbardziej dyskretnie pracująca w tle kamera sportowa nie potrafi sprawić bym zupełnie o niej nie myślał. Tak jak nie przepadam za licznym towarzystwem na lineup'ie, tak też nie zawsze mam ochotę na obecność tego elektronicznego jednookiego pasażera na gapę. Z tego powodu publikuję filmiki niezbyt często a najbardziej epickie sesje nie zawsze udaje się zarejestrować. Dobra wymówka co? 😉

SUPsurfer na bałtyckiej fali

Mam jednak nową motywację. Nauczony doświadczeniem poprzedniej zimy, kiedy to doroczna przesiadka z wody na śnieg okazała się mrzonką, postanowiłem w tym roku spróbować nie przerywać pływania na czas najzimniejszej pory roku. Zobaczymy co mi z tego postanowienia wyjdzie i na ile przełoży się to na materiał do kolejnego mikro vloga 😉

Zamaj


#JESTĘSURFERĘ vlog 03 - bałtycki covidowy sezon surfingowy.


Nawet nie zauważyłem kiedy minęła wiosna a wraz z nią pierwsze post-covidowe sesje na falach. Bardzo się cieszę, że mimo pandemii mój SUPsurfingowy sezon rozpoczął się w tym roku z zaledwie niewielkim poślizgiem. Mimo, że pracuję na etacie w trybie typowo biurowym, to i tak udało mi się zaliczyć kilka całkiem satysfakcjonujących pływań.


Wprawdzie jeden lub dwa najlepsze "waruny" niestety mi umknęły z w/w powodów, ale i tak udało mi się to i owo sfilmować. Fale w kadrze może nie należą do największych, ale za to frajda z pływania po dłuższej przerwie znacznie je przerosła. Mam nadzieję, że to będzie widać w tym filmiku. Poza tym, jak się nie ma co się lubi, to się surfuje na tym co się ma, prawda? 😉🤙 

Wiele wskazuje na to, że kolejne bałtyckie rozkołysy nie będą kazały na siebie długo czekać, więc mam nadzieję, że wkrótce znowu coś nakręcę. 

Do zobaczenia na spocie i/lub w internecie!

Zamaj

#JESTĘSURFERĘ vlog 02 - wiosenne fale na Bałtyku



Dziwny miałem ten poprzedni sezon na desce. Najpierw kłopoty z niewyleczonym jeszcze do końca barkiem, potem nawrót kontuzji stawu skokowego, chwilę poźniej połamane wiosło a do tego jeszcze popsuta kamera. Pewnie dlatego udało mi się zgromadzić tak niewiele sensownego materiału video z zeszłego roku.

Ostatnio jednak odgrzebałem kilka ujęć z jednej z ubiegłorocznych sesji na bałtyckich falach i zmontowałem z tego pierwszy odcinek, z założenia raczej nieregularnego micro vloga o moich mniej lub bardziej udanych próbach zabawy z falami. 



Mam nadzieję, że wyjdzie mi z tego seria dokumentująca rozwój mojej SUP surfingowej zajawki. Kto wie, może nawet uda mi się w ten sposób udokumentować jakiś choćby minimalny progres umiejętności? 😊

Pożyjemy zobaczymy a tymczasem życzcie mi powodzenia 😎🤙

Zamaj

#JESTĘSURFERĘ - czyli bałtycki wannabe surfer to ja 😜


To była pierwsza zima po narodzinach naszego syna i wybieraliśmy się na nasz pierwszy urlop z dzieckiem. Jako świeżo upieczeni rodzice, nie byliśmy pewni jakie przygody mogą nas spotkać podczas snowboardowej eskapady z kilkumiesięcznym szkrabem. Zrobiliśmy trzy podstawowe założenia: droga nie może być zbyt długa i męcząca dla malucha, kwatera musi być z wyżywieniem oraz blisko stoku, no i oczywiście w pobliżu powinien znajdować się jakiś sensowny snowpark. Przeliczyliśmy swój budżet i nasz wybór padł na Białkę Tatrzańską.



Od dość dawna nie braliśmy pod uwagę polskich gór podczas planowania naszych zimowych urlopów. Głównym powodem była zawsze niepewność co do warunków śniegowych, kolejki do wyciągów i czas dojazdu, który dla nas, mieszkających nad morzem, jest tylko nieznacznie krótszy niż przy wyjazdach zagranicznych. Poza tym w Polsce delikatnie mówiąc jest niewiele snowparków i dotychczas miałem sporo obaw co do jakości ich przygotowania. Prawdą jest jednak, że pojawienie się dziecka wiele w życiu zmienia, więc postanowiliśmy zaryzykować i wesprzeć rodzimą branżę turystyczną. Zapakowaliśmy się do samochodu wspólnie z moim Kuzynem i wszyscy czworo ruszyliśmy do Białki.


Ośrodek narciarski Kotelnica Białczańska przywitał nas w prawdzie kilkunasto stopniowym mrozem, ale zrobił całkiem przyzwoite wrażenie. Chyba na prawdę wiele się zmieniło od czasu kiedy po raz ostatni odwiedzałem polskie góry. O snowpark za bardzo się nie obawiałem, bo miałem świadomość, że jakość przygotowania i utrzymania obiektu od kilku lat gwarantuje ekipa Park Pirates. Byłem też w miarę na bieżąco i wiedziałem, co się w tym miejscu działo w kilku poprzednich sezonach. Kwatera u "Dziubasa" też nam się sprawdziła bez zarzutu. Tym co nas niestety zaskoczyło był tak masakryczny poziom smogu, że strach było wyjść z wózkiem na spacer. O ile na stoku praktycznie się tego nie odczuwało, o tyle na dole było na prawdę źle. Na "efekty uboczne" nie trzeba było zbyt długo czekać. To paskudne zjawisko w połączeniu z siarczystym mrozem momentalnie odbiło się na zdrowiu naszego synka i tym samym skutecznie ograniczyło realizację sportowo-rekreacyjnych planów. Trudno więc zaliczyć ten wyjazd do w pełni udanych, niemniej jednak, zebraliśmy trochę ujęć, z których  zmontowałem zawarty w tym poście kilkuminutowy film. 


W efekcie mam mocno mieszane uczucia co do kolejnych snowboardowych wyjazdów w Polsce. Pewnie gdyby nie fatalna jakość powietrza, wystawiłbym tu całkiem dobrą recenzję. Mimo dostrzeżenia wielu pozytywnych zmian, obawiam się, że niesłabnący trend na palenie w piecach byle czym może utrudnić mi wykazanie się patriotyzmem gospodarczym i w przyszłości niestety znowu będę musiał dać zarobić nieswoim Góralom. Szkoda 😞


Zamaj


Urlop zimowy w Tatrach - Góralu, czy Ci nie żal?


W sumie to wcale nie przepadam za zimą. Gdyby nie Święta Bożego Narodzenia i aktywność fizyczna na śniegu (Tata przypiął mi narty po raz pierwszy w wieku 3 lat), to chyba nie byłoby w tej porze roku nic fajnego. No może jeszcze poza lepieniem bałwana i budowaniem igloo kiedyś z Rodzicami a w niedalekiej przyszłości z Synem, ale obawiam się, że takie zimy na Wybrzeżu będą już należały do rzadkości. 


W ostatnich latach śnieg widywałem głównie wyprodukowany sztucznie przez armatki w ośrodkach narciarskich. Dobre i to, bo bez możliwości ślizgania się po "zamarzniętej fali", co roku popadałbym chyba w depresję. Nad Bałtykiem zimą wprawdzie jest zwykle opcja na niezły surfing, ale gdy temperatura powietrza spada poniżej zera, to automatycznie woda przestaje być dla mnie atrakcyjna. Być może kiedyś to się jeszcze zmieni, ale na razie o tej porze roku zdecydowanie wolę snowboard.


Mój sezon zimowy zazwyczaj upływa pod znakiem oczekiwania na wyjazd w góry. W tzw międzyczasie staram się korzystać ze skromnego potencjału Szwajcarii Kaszubskiej i okolic, żeby być choć trochę "rozjeżdżonym", gdy w końcu uda mi się wyrwać gdzieś w prawdziwe góry. 

skok na desce w snowparku
foto: @BOARDborn.pl

Od lat staramy się wspólnie z Żoną utrzymywać tradycję rodzinnych wyjazdów na "sztruks" i "puch", rozpoczętą jeszcze przez naszych Rodziców z obu stron, kiedy my byliśmy dziećmi. Mamy nadzieję, że nasz Synek też łyknie tego bakcyla i z czasem dołączy do naszego "białego szleństwa".


Tomek


Gdyby nie snowboard, zima byłaby trudna do zniesienia.

O Lanzarote pisałem tu już wcześniej, ale na temat tej wyspy mógłbym chyba opowiadać godzinami, więc pewnie jeszcze nie raz coś o niej wspomnę. Byliśmy tam z Anią już kilka razy i jest to jedno z naszych ulubionych miejsc na Ziemi, które darzymy szczególnym sentymentem. Jeśli planujesz surftripa w jakieś klmatyczne miejsce, które ma do zaoferowania znacznie więcej niż fale, to warto rozważyć wyjazd na Lanzę. Poniżej znajdziesz kilka podstawowych i praktycznych informacji oraz krótki filmik na zajawkę 😉


Loty
Kiedyś lataliśmy z Gdańska z przesiadką w Luton, ponieważ to wychodziło najtaniej i przerwa pomiędzy lotami była zwykle akceptowalnej długości. Obecnie już chyba bardziej się opłaca lecieć bezpośrednio z Polski, ale niestety lotów prosto na LNZ z naszego kochanego Trójmiasta raczej nie uświadczysz. W grę wchodzą oczywiście również czartery, których zaletą jest bagaż rejestrowany w cenie biletu, ale zwykle dość trudno upolować coś w dobrej cenie na Kanary.

Kwatery
Naszym zdaniem na Lanzarote fajną bazą noclegową i wypadową jest Costa Teguise, małe i sympatyczne miasteczko turystyczne. Jak wszędzie jest w nim pełno brytyjskich i niemieckich wczasowiczów, ale nie jest to typowo rozrywkowa ani głośna miejscówka, choć nie brakuje tam barów, restauracji i innych atrakcji. Jest sporo hoteli na różnym poziomie cenowym, więc każdy znajdzie coś odpowiedniego dla siebie. 

deska surfingowa na Playa Famara
Foto: BOARDborn
Zdecydowanie bardziej klimatycznym miejscem do mieszkania jest Caleta de Famara. Opcje noclegowe są dostępne raczej tylko przez AirBnb, bo nie ma tam żadnych hoteli. Za to można wyhaczyć fajne mieszkanko z widokiem na ocean i klif. Albo bez okien, ale za to tanie (tak jak my kiedyś 😂 ). W samej wiosce jest kilka fajnych, tanich knajpek, dwa sklepy spożywcze, dużo surf szkółek i wypożyczalni. Klimat iście hipisowski - ludzie chodzą po ulicach boso a obok siedzą stare lokaleskie dziadki przy kawce i wszystkiemu się przyglądają 😊


Wypożyczenie samochodu
Generalnie na Kanarach jest luz jeśli chodzi o wypożyczone samochody. Sprawdzona przez nas i obecna na wszystkich wyspach wypożyczalnia to Pluscar - Lanzarote, która oferuje dobre ceny, nowe auta i pełne ubezpieczenie. Nie mieliśmy jak dotąd żadnych wypadków ani awarii na Kanarach, więc nie wiemy jak to w praktyce u nich działa. Największymi zawalidrogami są Brytyjczycy, bo boją się jeździć po naszej stronie ulicy. 😉 Lokalesi za to jeżdżą dość szybko, ale drogi są bezpieczne i w większości puste.


Famara - widok na plażę i klif
foto: BOARDborn
Surfing
Najwięcej wypożyczalni sprzętu i szkółek jest w Caleta de Famara. Większość mieści się przy jednej ulicy, więc najlepiej jest przejść się po kilku i popatrzeć co oferują i za ile a potem się dogadać z człowiekiem. Warto tam też zasięgnąć informacji na temat miejscówek (na LNZ jest kilka naprawdę dobrych o różnym stopniu trudności) i dowiedzieć się gdzie trzeba uważać na prądy, gdzie na skały a gdzie na agresywnych lokalesów w wodzie. Jeśli dopiero zaczynasz swoją przygodę z surfingiem, to można też odezwać się do naszego znajomego Agustina w Playa Blanca (www.kabotisurf.com). Ten przesympatyczny Brazylijczyk z pochodzenia, nie tylko świetnie uczy dorosłych i dzieci, ale też organizuje surfari, wycieczki na SUPach i może również pomóc w znalezieniu kwatery, jakby co.
Trekking
Lanzarote poza plażami, to przede wszystkim wulkany i niepowtarzalny klimat wyspy. Warto skorzystać z możliwości wcześneijszego zarezerwowania ciekawych trekkingów w obrębie parku narodowego Timanfaya. Są dwie opcje: albo za darmo, z pracownikiem parku po uprzedniej rezerwacji z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, albo odpłatnie z przewodnikiem z  prywatnej firmy. My korzystaliśmy z obu opcji i obie sobie chwalimy. Ważne jest dobre obuwie, niekoniecznie górskie - ale przyda się coś lepszego niż zwykłe trampki, no i zapas wody. Jest też trzecia możliwość - zwiedzanie parku w towarzystwie chmary turystów, głównie z okna autokaru. Dla każdego coś miłego 😉 
Więcej info o naszej ulubionej Lanzarote można doczytać jeszcze tutaj.

Ania i Tomek





Surftrip na Lanzarote - co warto wiedzieć?


Tatą jestem od niespełna roku, więc dopiero zaczynam się uczyć jak wypełniać tę nową i ważną rolę, jednocześnie nie przestając być sobą i przy okazji starając się nie zwariować. Między innymi również z tego powodu dawno nie było tu żadnego nowego wpisu.


z synem na desce

Legenda deskorolki i ojciec dwóch chłopców, Ray Barbee powiedział kiedyś, że nasze dzieci powinny codziennie widzieć jak ich rodzice cieszą się życiem. Ta myśl wydaje mi się bardzo wartościowa i inspirująca, bo przecież tak łatwo w natłoku licznych zobowiązań zupełnie zagubić radość i pogodę ducha, a własne potrzeby i zajawki odłożyć na bok aż do odwołania.



Chcę, żeby mój Syn był szczęśliwym człowiekiem, więc muszę zadbać o to, by miał rodziców żyjących pełnią życia. Nie mam złudzeń, że to nie będzie łatwe, dlatego zaczynamy od małych rzeczy, np. od wspólnego wypadu do wakeparku. 

Być może to wygląda jakbym próbował tu wysmażyć jakiś tekst motywacyjny albo inspirujący. 
Tak na prawdę sam potrzebuję inspiracji i motywujących przykładów z życia wziętych. Dlatego jeśli ten post trafi do kogoś, kto zostając rodzicem nie zaprzestał realizowania swoich pasji i ma ochotę podzielić się swoimi „lifehackami”, to dajcie znać, że jesteście 😉

Tomek

Tata na desce


Przeszło rok temu niezobowiązująco rozpocząłem tworzenie na YouTube serii krótkich filmików, dokumentujących moje pływanie i jeżdżenie na deskach. Klipy z założenia miały być rejestrowane w ciągu jednej lub dwóch następujących po sobie sesji, najczęściej przy pomocy kamery sportowej. Przyznaję, że czasami świadomie naginałem nieco te zasady, uzupełniając montaż ujęciami zrealizowanymi w ciągu kilku dni  przy pomocy smartfona, ale wyłącznie w uzasadnionych okolicznościach :)

Planowałem opublikować tego posta dopiero po zmontowaniu 10ego odcinka, na którym notabene planuję zakończyć tę serię, ale przecież 8 części to też dobra okazja do zaprezentowania tutaj  mojej mini antologii, nieprawdaż? ;)

collage: snow, surf, wake

#1
Pierwszy "Just Cruisin'" został zmontowany bez numerka, na wypadek, gdybym jednak rozmyślił się co do kontynuowania serii. Powstał zgodnie z pierwotnymi założeniami podczas jednej popołudniowej SUPowej sesyjki na flacie, w okolicach orłowskiego molo, w towarzystwie Krzyśka z Supujemy.pl. Nawiasem mówiąc wtedy właśnie odkryłem fajną apkę do montażu  Splice, ale o tym przy innej okazji.



#2
Drugi klip powstał również zgodnie z zasadami sztuki. Materiały nagrane z POV zebrałem w ciągu dwóch następujących po sobie sesji w Wakepark Gdańsk.


#3
Kolejny odcinek też powstał jak należy, również w WPG, tyle, ze tym razem udało się zrobić nawet follow cama, ponieważ pływaliśmy wspólnie z moim kuzynem a jak wiadomo co dwie głowy to nie jedna ;)


#4
To jest chyba mój ulubiony filmik spośród tych, które zmontowałem przy pomocy aplikacji Splice.
Wszystkie ujęcia pochodzą z kamerki umieszczonej na dziobie deski i zostały nagrane podczas dwóch sesji jedna po drugiej. Nawet nie staram się wymienić wszystkich osób, z którymi wtedy miałem przyjemność pływać, bo nie chciałbym kogoś pominąć. Dość powiedzieć, że były to dla mnie dwa najbardziej udane pływania w zeszłym sezonie.


#5
Ta część jest przykładem "pogwałcenia" podstawowych założeń serii, ale przecież nie mogłem pozwolić, żeby mi się zdezaktualizowały a tym samym zmarnowały takie fajne materiały. Nawet nie czuję, że rymuję ;)


#6
Snowboardu ciąg dalszy, ale tym razem tylko POV. Ujęcia udało mi się zrealizować pod koniec zeszłego sezonu podczas dwóch trzech zjazdów małą i średnią linią w snowparku w Kronplatz.


#7
Po dłuższej przerwie zebrałem się w końcu do nagrania czegoś na wodzie. Fale akurat nie były zbyt duże, ale ponieważ ujęcia zrealizowałem w kolejne dwa weekendy (nie pływając w międzyczasie), to coś tam się nawet udało złapać.


#8
Odcinek został zrealizowany z pełnym poszanowaniem wszystkich zasad i założeń serii. Z kilku różnych ujęć udało się uwiecznić krótkie rekreacyjne pływanie wspólnie z moją Anią w okolicach bazy ABCSurf na Półwyspie.


Docelowo chciałbym dokręcić jeszcze dwa odcinki, ale nie wiem jeszcze kiedy to nastąpi. Potem najprawdopodobniej zawieszę przynajmniej na jakiś czas tworzenie krótkich filmików o "kruzowaniu" na rzecz rozwijania drugiej playlisty na moim kanale YT. Pożyjemy zobaczymy... ;)

Just Cruising, czyli 8 krótkich filmów o bujaniu się na deskach.

Lubię pływać zarówno na tradycyjnej desce surfingowej jak i na SUPie, więc jeśli spodziewasz się, że to będzie wpis o wyższości jednego na drugim, to pewnie się zawiedziesz. Ponieważ mieszkam nad Bałtykiem, na którym jakość fal często pozostawia wiele do życzenia, już dawno zdecydowałem, że w Polsce pływam głównie z wiosłem a "normalny" surfing zostawiam raczej na wakacyjne wyjazdy nad ocean. Co oczywiście nie oznacza, że od czasu do czasu nie mogą zdarzyć się jakieś odstępstwa od tej normy 😉

SUP jest łatwy

Mam nadzieję, że powyższy nagłówek nie urazi niczyjej ambicji, ale w moim odczuciu tradycyjny surfing jest jednak bardziej wymagający pod względem fizycznym niż stand up paddle. Przy odpowiednio dobranym sprzęcie, stawianie pierwszych kroków na SUPie jest dość banalne nawet na falach (oczywiście na początek tych małych) a co dopiero na płaskiej wodzie. Fakt, że opanowanie podstaw poprawnej techniki wiosłowania zajmuje trochę czasu, ale też nie więcej niż nauka padlowania na leżąco. Ponadto bałtyckie fale nie słyną z najwyższej jakości i w bardzo wielu przypadkach zwyczajnie łatwiej je złapać, mając do dyspozycji wiosło, niż tylko własne ramiona. SUPy z racji swoich rozmiarów i sporej wyporności, zazwyczaj są też znacznie mniej wymagające względem warunków, więc fale, które już przestają nadawać się dla surferów, bardzo często okazują się zupełnie wystarczające do zabawy dla SUPsurferów. 


SUP jest uniwersalny

Deska z wiosłem ma tę podstawową zaletę, że można na niej pływać w zasadzie w każdych warunkach. Jak są fale, to możesz posurfować, jak ich nie ma, to możesz wybrać się na zwiedzanie okolicy z perspektywy wody. Najlepsze jest to, że w rekreacyjnym zakresie zazwyczaj da się to wszystko opływać na jednej i tej samej desce. Jasna sprawa, że sprzęt wyspecjalizowany do konkretnych zadań, w określonych warunkach działa najlepiej, ale większość dostępnych na rynku tzw allround'ow poradzi sobie prawie zawsze i wszędzie. Współczesne SUPy mają chyba tylko dwie podstawowe wady. Biorąc pod uwagę zasobność przeciętnego polskiego portfela sądzę, że wciąż są zbyt drogie. No i niestety raczej ciężko jest zrobić na SUPie duckdive, chociaż Kai Lenny udowodnił, że z odpowiednią deską i techniką może się to udać 😉


Kajak 21-ego wieku

Pojawienie się na rynku dmuchanych SUPów w ostatnich latach przyczyniło się do dynamicznej popularyzacji tego sportu na różnych akwenach. Przybywa amatorów rekreacyjnego wiosłowania w wolnym czasie z rodziną. Coraz częściej widać na wodzie osoby niemal w każdym wieku i w bardzo różnej kondycji fizycznej. Pływa się na wycieczki, organizowane są spływy na rzekach, można ćwiczyć jogę i wciąż przybywa amatorów surfingu z wiosłem. Myślę, że niedługo  w wypożyczalniach sprzętu, zamiast roweru wodnego czy kajaka będzie można wypożyczyć SUPa. 
A może nawet już tak się dzieje? Jeśli w ciągu minionych wakacji zdarzało Ci się spotkać standuppadler'ów w miejscach, w których dotychczas królował kite albo rower wodny, napisz mi o tym 😊


Tomek

3 powody, dla których SUP jest super



Podczas finałów konkurencji Big Air, tegorocznych X-Games w Aspen padł kolejny rekord w ilości obrotów z fikołkami podczas zawodów na snowboardzie. Ustanowił go Max Parrot wykonując quad underflip, czyli ponad cztery obroty wokół osi pionowej, połączone z czterema obrotami wokół osi poziomej. Nie tylko wygląda, ale nawet brzmi gorzej niż karkołomnie, prawda? No i super, tylko czy o to właśnie powinno chodzić w tej dyscyplinie?

kliknij tutaj, by zobaczyć video

Tajny Superpipe w Kolorado

Kiedy w 2009 roku  Shaun White, przy wsparciu swoich sponsorów wybudował ogromny pajp w sekretnej i dostępnej wyłącznie do własnych celów treningowych lokalizacji, bo nie chciał, żeby ktoś dowiedział się jakie tricki planuje pokazać na kolejnych X-Games, pomyślałem, że snowboarding nie jest już tym czym był. Przynajmniej nie dla mnie.


kliknij tutaj, by zobaczyć video

Wielu uznanych snowboardowych profesjonalistów odniosło się wtedy zarówno do tego projektu, jak i samego głównego zainteresowanego bardzo krytycznie.  Wprawdzie dzięki temu przedsięwzięciu Shaun “wynalazł” zupełnie nowy trick, ale niesmak jednak pozostał. Choć zabrzmi to górnolotnie, chyba wtedy przekroczona została granica, zza której być może nie ma już powrotu.


Snowboard na Olimpiadzie

Zacząłem swoją przygodę ze śnieżną deską jeszcze zanim snowboard trafił na Olimpiadę a pierwsi mistrzowie olimpijscy w half pipe: Nicola Thost i Gian Simmen, byli mniej więcej w tym samym stopniu rozpoznawalni, co dziś zapomniani.
Nie zrozumcie mnie źle, szczerze podziwiam takich zawodników jak wspomniany wcześniej  Max Parrot, Yuki Kadono, czy Marc McMorris. Nikt nie powinien im zabraniać co sezon dokładać po pół obrotu albo więcej do swojej kolekcji i zarabiać w ten sposób na życie, skoro potrafią. Obawiam się jednak, że w oczach publiczności (zarówno tej wyłącznie kibicującej, jak i tej, która sama też jeździ) takie kaskaderskie popisy mogą być często postrzegane jako kwintesencja snowboardingu. Moim zdaniem te “kręcioły” są przede wszystkim najbardziej spektakularnym, ale nie głównym aspektem dyscypliny. Humorystycznie i z dystansem, ale całkiem trafnie opisuje to znakomity dokument sprzed mniej więcej dekady, pod tytułem “91 Words for Snow”, którego fragment wklejam poniżej.


kliknij tutaj, by zobaczyć video


Styl czy technika?

Co odróżnia wybitne postaci w swojej dziedzinie od sprawnych rzemieślników? Oczywiście kreatywność i charyzma. Emanacją tych cech we freestyle’owych dyscyplinach, takich jak np. snowboarding, deskorolka, czy surfing, jest właśnie styl. Pojęcie nie tylko trudne do zdefiniowania, ale i bardzo dyskusyjne. Jedni kreują własny styl a inni, mniej lub bardziej świadomie naśladują czyjś. Mnie podoba się taki styl a Tobie może podobać się inny.  

Niemniej jednak mówi się, że jeśli w czyimś wykonaniu trudny trick wygląda na dziecinnie prosty, to ten ktoś ma niezły styl. Ja bym poszedł jeszcze dalej. Jeśli ktoś potrafi zrobić choćby najłatwiejszy manewr tak, żeby wyglądał super, to prawdopodobnie znaczy, że jest mistrzem stylu. Czy w takim razie, po przekroczeniu pewnej skali trudności technicznej można jeszcze mówić o stylu? Być może w tym właśnie miejscu widać jedną z zasadniczych różnic pomiędzy akrobatyką a freestyle’m.





Snowboarding is all about fun!

Współcześnie słyszę o konieczności ciągłej progresji w snowboardzie i fajnie, ale gdzieś w tym wszystkim zaczyna chyba umykać czysta radocha. Mówię o pierwotnej zajawce, polegającej na czerpaniu przyjemności z bycia na śniegu, nawiązywania przyjaźni z ciekawymi ludźmi, przekraczaniu własnych barier i słabości. Podkreślam, przede wszystkim własnych a nie czyichś. W końcu to jest sport indywidualny. Bardzo specyficzny, bo zazwyczaj uprawiany wraz z grupą przyjaciół, w której może się też znaleźć miejsce na rywalizację, ale ma ona drugorzędne znaczenie.

kliknij tutaj, by zobaczyć video

W snowboardingu (podobnie zresztą jak w deskorolce) przede wszystkim chodzi o radość, choćby z najmniejszego tricku na skrawku topniejącego śniegu, albo zwykłego zjazdu z górki. Chodzi o dzielenie się tą radością z innymi. Stąd pewnie jest tak wielu mniej znanych i niezbyt utytułowanych postaci (jak np. moi ulubieni Yawgoons), które skupiają się na tym co w snowboardingu cieszy ich najbardziej, dokumentowaniu tego i inspirowaniu innych do kontynuowania takiej zabawy. Nie zobaczycie takich ludzi ani na Olimpiadzie, ani w telewizyjnej relacji z Dew Tour, bo pewnie machają teraz radośnie łopatą na swojej ulubionej miejscówce, albo gramolą się pod górę w głębokim śniegu z uśmiechem od ucha do ucha.

Tomek

Quo vadis snowboarding? Czy to nadal jest freestyle?